fragrances
recenzji
Mój zapach charakterystyczny
307 recenzji
wilgotny jaśmin z lochu, kolekcja szkieletowych cyprysowych kolan i skórzana maska kata nasączona olejkiem paczuli
Choć generalnie nie recenzuję zapachów, które mi się nie podobają (chyba że w jakiś sposób czuję się przez nie osobiście zaatakowany i muszę być złośliwy i małostkowy), ten jest tak dziwaczny, że nie mogę przestać o nim myśleć, a skoro tak o nim myślę, to prawdopodobnie o nim napiszę, a skoro tak, to marnotrawstwem byłoby nie podzielić się tymi przemyśleniami również tutaj. Tak więc, aby przygotować się do tego, wyobraź sobie lynchowski dysonans i niezgodność ryby w perkolatorze do kawy. Nie jest to ani ryba, ani kawa, ale myślę, że wiesz, o co mi chodzi. Początkowo jest to ulotny powiew koreańskiego mleka bananowego i przegrzanej elektroniki, być może pulchny plastikowy pojemnik uległ samozapłonowi, rozpryskując spieniony sok bananowy i smażąc płytki drukowane, a cała arkada zapaliła się i spłonęła. Metaliczny ozon i statyka iskrzących przewodów ostatecznie i w jakiś sposób nieuchronnie - w sposób, w jaki logika snów wydaje się całkowicie rozsądna i racjonalna - ustępuje miejsca potwornie zwierzęcemu indolowemu jaśminowi i w jakiś niewytłumaczalny sposób staje się ledwo wyczuwalnym dymnym kwiatowym zapachem skóry. Nie sądzę, że Y06-S to zapach, który się nosi; to doświadczenie, które się znosi. Jest dziwaczny, oszałamiający i trochę mdlący, ale myślę, że to dobre przypomnienie, że perfumy są formą sztuki, a sztuka nie zawsze powinna być łatwa do strawienia. Powinna zmuszać nas do myślenia.
Jestem absolutnym fanem bujnego, gorączkowego va-va-voom tuberozy i zawsze dobrze jest zobaczyć, jak jest ona interpretowana przez różnych perfumiarzy. Charade Sary Baker wkracza na scenę z rozkapryszoną tuberozową damą, a nie klasyczną, bogatą diwą, której można by się spodziewać. Ten zapach jest złośliwy i musujący; wyobraź sobie głosy Queenie Goldstein lub Betty Boop, oddychające, chichoczące szampanem i miodowym szeptem. Ale zwrot akcji! Podczas gdy nasza oszałamiająca tuberoza rozpraszała Cię swoimi kunsztownymi, ambrowymi szykanami, wyłania się roślinna paproć, a elf z Lothlorien wychodzi z cienia, sylvańska strzała wycelowana w Twoje serce. Bujność tuberozy przeplata się z zielonymi nutami, łącząc nasze dwie gwiazdy, tworząc urzekające napięcie. Ylang-ylang dodaje łagodnie rozpadającego się ospałości, podczas gdy styraks i benzoina tkają słaby ślad dymnej, balsamicznej słodyczy. Akord skórzany wydaje się być nie na miejscu, ale to ziemisty, oleisty, skórzany wachlarz trzyma tę nieprawdopodobną teatralną produkcję razem
Jak to powiedzieć, nie będąc niemiłym? Shangri-La od Hiram Green to mniej bujna i harmonijna utopijna ziemia obiecana, a bardziej wyobrażona przez Hieronima Boscha piekielna menażeria, spustoszona i nękana, skazana na zagładę i potępiona - cały horror, wielkość i nieokiełznane szaleństwo kosmosu, wydestylowane w jeden zgrzytliwie chaotyczny zapach. Początkowy podmuch przejrzałych, sfermentowanych brzoskwiń i owoców cytrusowych uderza w nas ostro, trąbiąc prosto z błyszczącego różowego tyłka dziwacznego potwora; balsamiczny rozkład jaśminu otula nas rozmytym, rozgorączkowanym, wijącym się arkuszem złototronowego ptaka pożerającego ludzi, aby przypomnieć nam, że wszystko jest próżnością, a przyjemności cielesne są ulotne, a dziwnie przyprawione pocałunki świńskiej zakonnicy pozostają na twojej skórze jak groteskowa pamiątka z karnawału deprawacji. W jakim pokręconym umyśle jest to Shangri-La? Myślę, że Hiram Green ma nad nami przewagę.
Eris Perfumes Mx to obślizgłe, niepokojące echo natrętnej myśli, fiksacji, przymusu, który pulsuje pod skórą i wzbudza niepokój i intrygę w równym stopniu. Hipnotyzujące wąsy szafranu, piżmowy pomruk czegoś pierwotnego, czegoś niepokojącego. Aksamitne drzewo sandałowe, przyjemne ciepło, komfort, ale coś jest nie tak. Dreszcz imbiru, ukłucie pieprzu, ostre, nagłe, budzące cię, przypominające ci, że nie jesteś sobą. Lustro chwieje się, odbijając oczy nieznajomego, którego nie rozpoznajesz, uśmiech na ustach, które nie są twoje. Tajemnicze, intymne i czyste, to perfumy szeptu, który przylega do ciebie, wspomnienie działań, których nie potrafisz wyjaśnić, wyborów, których nie dokonałeś. Czy te tęsknoty są twoje, czy też stałeś się fascynacją, naczyniem dla nieproszonych, szalonym powabem uwolnionym z ciemności?
EDIT: Po napisaniu tego wszystkiego w oparciu o bardzo silne wspomnienie, które mi się nasunęło, zdałem sobie sprawę, że napisałem całą tę obślizgłą, wspaniałą złośliwość o perfumach, które celebrują uwolnienie się od binarności płci... i że gdyby ktoś mnie nie znał, ta recenzja mogłaby zostać odebrana jako ktoś, kto jest przerażony lub obrzydliwy z tego powodu. Albo coś równie niefortunnego, czego nie chciałbym, żeby mi przypisywano. Nieeeee! Proszę, nie myśl, że wcale tak nie jest. Uwielbiam koncepcję, wykonanie i inspirację dla tych perfum! Ta konkretna recenzja została zainspirowana tym, jak zapach przypomniał mi o tym, co działo się w thrillerze YA Lois Duncan "Stranger With My Face", w którym nastolatka zdaje sobie sprawę, że jej zazdrosna siostra bliźniaczka dokonuje nocnej projekcji astralnej do jej ciała i zmusza ją do robienia strasznych rzeczy!
To, co zaczyna się od obietnicy opiekanych ziaren i karmelizowanego cukru rozprzestrzeniającego się po blasze do pieczenia, szybko zapada się w nieprzyjemną owocową papkę nawadniających się suszonych owoców - rodzynek, żurawiny, moreli, daktyli - zapomnianych w słabym rumie i soku z cytryny, aż spuchną i przemokną. Te papkowate masy rozpuszczają się mętnie, gdy miesza się je niechętnie w grudkowatą, lepką owsiankę, której sama odrażająca natura sprawia, że natychmiast się ją porzuca. Czas mija, a to, co pozostaje, jest jedynie mdłym potpourri, mniej przemyślaną kompozycją niż przypomnieniem kulinarnych aspiracji pozostawionych do uschnięcia na blacie. Alternatywnie, ciasto owocowe, które tajemniczo utonęło w jeziorze w 1984 roku, ale w jakiś sposób pojawia się na świątecznym stole co roku jak w zegarku, nadęte i zgniłe, a jego pochodzenie jest na zawsze nieznane i niewypowiedziane.
Z nutami ziemi i mchu, Coven ma uosabiać cienisty leśny spacer i myślę, że jasne jest, że wyniki są dość podzielone. Jeden z recenzentów zauważa, parafrazując, że pachnie jak sok ze śmietnika. Mój partner uważa, że pachnie jak wybuchający akumulator samochodowy. Nie mogę zaprzeczyć, że czuć tu chorobliwą słodycz zgnilizny, jak mroczne cienie Dol Guldur powoli wkraczające do lasu Greenwood, gdy zdziczały czarodziej Radagast Brązowy patrzy z przerażeniem, jak roślinność czernieje i gnije na jego oczach, a wielu jego ukochanych przyjaciół zwierząt choruje lub umiera. W miarę wysychania whisky staje się widoczna, a dziwna, kwaśna nuta kminku pojawia się w połączeniu z mchem i poczuciem czarnej pleśni i pleśni, i wyczarowuje coś w rodzaju kaca Witch-King of Angmar, bardzo potrzebującego kąpieli.
Ombre Leather Toma Forda to zapach, który o dziwo zarówno lubię, jak i nie lubię i nie mogę się zdecydować. Zapach nowej skóry samochodowej jest przedni i centralny, jakbyś dosłownie wślizgnął się na siedzenie jakiegoś eleganckiego, luksusowego pojazdu, aby zabrać go na jazdę próbną. Chytry sprzedawca wślizgnął się na siedzenie pasażera obok ciebie i ma na sobie ten piskliwie-słodki jaśminowy zapach Toma Forda, którym naprawdę gardzisz i na początku chcesz opuścić okna, ale nie możesz zrozumieć, jak one działają, więc po prostu się poddajesz. Ale w jakiś sposób syropowate piżmo jaśminu wraz z gładką, lekko jasną, lekko zwierzęcą skórą stanowi uderzające połączenie. Ale te dwie nuty nigdy tak naprawdę się nie łączą, siedzą osobno przez cały czas trwania zapachu i podobnie jak ta podróż dwa razy po parkingu z nieznajomym, od którego i tak nie zamierzasz kupić samochodu, jest to ostatecznie niezręczna jazda.
Mizensir's Celebes Wood to zapach, który uwielbiam, ale myślę, że kocham go bardziej dla kogoś innego. To zapach na leśną imprezę w stylu frou-frou. Tuzin hałaśliwych księżniczek zbiera się w lesie o północy, pełnych blasku i przepychu, z rozwianymi włosami, olśniewającymi tiarami i balowymi kieszeniami wypchanymi ciastami i słodyczami, ściskając ozdobione klejnotami flakony słodkich, mocnych likierów, których zdobycie kosztowało pół królestwa. Są plotki, prezenty, picie, tańce, słodkie pocałunki i sekrety w świetle księżyca. A te księżniczki nie lunatykują ani nie są pod wpływem zaklęcia, są czujne i bardziej żywe niż kiedykolwiek wcześniej, kobiety z władzą i autonomią oraz wizją przyszłości, która wstrząśnie podstawami ich świata, ponieważ nie obejmuje zadowolenia rodziców, poślubienia książąt, pomniejszania siebie lub swoich marzeń ani ukrywania najprawdziwszych pieśni ich serc. Więc... tak. Ten rodzaj imprezy. Jest to wystawny, ambrowy zapach, otwierający się wirującymi, niemal musującymi iskrami, jakby ktoś wrzucił cynamon i kardamon do płomienia, a kiedy żar zgaśnie, pojawia się głębokie, bogate serce bobu tonka i żywicznego labdanum oraz czegoś podobnego do paczuli, ale bardziej kremowego i mniej ziemistego. Jest piękny i na właściwej osobie mógłby być druzgocący, ale jakoś to nie ja.
Dragonfly od Zoologist to zapach, który najwyraźniej próbowałem tak długo, że pozostały po nim tylko opary. Ale nie jestem pewien, czy potrzebuję pełnej butelki. Nie posiadam wielu zapachów takich jak ten... co nie znaczy, że jest on niesamowicie wyjątkowy, bo nie jestem pewna, czy tak jest. To rodzaj delikatnego, wodnistego kwiatowego piżma z kwiatem wiśni i piwonii oraz słodkim, pudrowym heliotropem. Chociaż jest przyjemny, nawet całkiem ładny, zdecydowanie umieściłbym go w kategorii wodnej... a ja nie kocham wodnych zapachów. Nawet tak znośnych jak ten. Myślę, że to właśnie mam na myśli, mówiąc, że nie mam wielu takich zapachów. Jestem pewien, że jest wiele rzeczy, które pachną podobnie, ale nie potrafię powiedzieć, co to jest, ponieważ ich nie noszę ani nawet nie próbuję! Czytałem, że ważki rozwijają się w świeżej, czystej wodzie i myślę, że w tym zapachu jest coś z tej czystości. "Czystość" to bardzo delikatne określenie, więc waham się nawet go użyć, ale to pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl i szczerze mówiąc, teraz, kiedy to powiedziałem, wiesz, kogo mogę sobie wyobrazić noszącego ten zapach? Odważną i absurdalnie słodką Laurę Lee z Yellowjackets. Ten zapach jest idealny dla tej postaci.