fragrances
recenzji
Mój zapach charakterystyczny
307 recenzji
Kilka pierwszych razy, kiedy próbowałem Süleyman Le Magnifique od Fort & Manle, nie mogłem tego rozgryźć, ale z jakiegoś powodu dzisiaj jest inaczej. To beznamiętne, chłodne, drzewno-kwiatowe kadzidło. Ozdobna, wielowiekowa skrzynia z wypolerowanymi zdobieniami z kutego żelaza, niegdyś pełna rzadkich gatunków drewna, cennych kwiatów i świętych żywic, która z biegiem lat powoli się opróżniała. Jest to naczynie, które teraz przechowuje tylko najdelikatniejsze perfumowane wspomnienie swoich dawnych bogactw, obok gorzkiego, waniliowego zapachu samego starego pojemnika i cienkiego skrawka pergaminu, fragmentu wiersza; nie o młodzieńczych szalonych sercach i gorączkowej miłości, ale trzeźwej obserwacji od kogoś, kto był w okolicy i widział kilka rzeczy - i ma coś do powiedzenia na ten temat. Być może w duchu tych wersów z Tablic Safony:
Śmierć jest złem. Tak muszą myśleć bogowie. Albo na pewno by umarli.
Süleyman Le Magnifique to zapach zebranej mądrości i doświadczeń - i utraty części siebie w procesie zbierania. Niektóre z tych utraconych części to nadzieja. Ale wiele z nich to strach. A jeśli chcesz dać bogom kawałek swojego umysłu, są to perfumy, po które powinieneś sięgnąć, zanim bez strachu wyrzucisz swoje żale.
Nie mam odwagi czytać innych recenzji Chanel no. 19, ponieważ jestem prawie pewien, że wszystko, co można o nim powiedzieć lub napisać, zostało już dogłębnie zbadane. Jest to przedsięwzięcie zarówno frustrujące, jak i onieśmielające. Ale potem muszę sobie przypomnieć, że nie muszę być ekspertem, guru, nie muszę mieć wykształcenia akademickiego ani lat nauki, aby dzielić się swoimi przemyśleniami na temat czegoś tak głęboko subiektywnego jak zapach. Nie musisz wiedzieć o czymś wszystkiego, by to pokochać. Nie zagłębiam się w historię zapachu, domu czy nosa, nie dekonstruuję nut i składników; absolutnie mnie to nie interesuje i szczerze mówiąc, można to znaleźć gdzie indziej. Staram się tylko powiedzieć, jak według mnie coś pachnie. Więc. Powiem, że uwielbiam ten zapach. Intensywnie ostry, wytrawny i zielony, z ziemistą, korzenną pudrowością irysa, cierpką zielonością galbanum i skórzastą trawiasto-drzewną wetywerią oraz tym kwaśnym metalicznym posmakiem i gorzkim musowaniem, które zawsze przypisuję starej biżuterii; nie jestem pewien, skąd to się bierze, ale wydaje się być znakiem rozpoznawczym tych klasycznych zapachów. I podważa tę wyrafinowaną elegancję punkowym funkiem, który podnosi ją do czegoś, co wydaje się ponadczasowe, a nie nieco sztywne. Cudem tego zapachu jest jego mroczna świetlistość, to, że jest jednocześnie surowy i boleśnie delikatny. Sprawia, że czuję głęboką nostalgię i melancholijną tęsknotę za czymś, czego nigdy nie było, za przeszłością, której nigdy nie przeżyłem.
Safanad od Parfums de Marly. O mój Boże. Nigdy, przenigdy wcześniej żaden zapach nie wywołał u mnie tak natychmiastowej reakcji "o rany, tak właśnie wyobrażam sobie, że pachnie ten-ten!". Safanad to bogaty, aksamitny bursztyn, emitujący bogactwo wzmocnione urzekającymi kwiatami pomarańczy i mocnym piżmem jaśminu, które zawsze wydaje mi się zarówno elegancko miłosne, jak i oferuje zwierzęcy erotyzm. Jest to zapach, który początkowo wydaje się dokuczliwie nachalny i niemal skandalicznie asertywny, ale im lepiej go poznajesz, tym bardziej doceniasz jego wystawną bujność i entuzjazm. I oczywiście wyobrażam sobie nikogo innego, jak ulubioną przez wszystkich ekstrawagancką i błyszczącą kosmiczną ciotkę, Lwaxanę Troi: córkę Piątego Domu, posiadaczkę Świętego Kielicha Rixx i spadkobierczynię Świętych Pierścieni Betazed. I podobnie jak ta postać, Safanad początkowo wydaje się zbyt wiele, niemal dusząc się w swoim szalonym blasku, ale pod jej wspaniałością kryje się głęboko tkana nić melancholii, na pewien czas przesłonięta przez bardziej hipnotyzującą fasadę kwiatu pomarańczy, ale w rzeczywistości maskuje kilka naprawdę ponurych, smutnych aspektów. Zarówno Safanad, jak i nasza ukochana betazoidalna międzygalaktyczna trenerka życia Lwaxana są złożone, przekonujące i na wskroś piękne
Basilica od Milano Fragranze to upiorny zapach, który flirtuje z jedzeniem, ale nigdy się tam nie pojawia. To upiorne ziemiste piżmo (ale myśl raczej o cmentarzach niż ogrodach), kremowy cedr i mleczne lasy waniliowe oraz tajemnicze żywice bursztynowo-mirrowe, zarówno ciepłe, jak i chłodne, otulające i odległe. To tak, jakby zrzędliwy mnich-duch z rozpadającego się, nawiedzonego klasztoru opuścił wielowiekowe ruiny i złożył wizytę na słodko tętniącej życiem lokalnej wyprzedaży wypieków
Tempo wyczarowuje atmosferę żałosnej elegancji, mrocznego lasu paczuli i ciemnej gliny, z upiornym metalicznym chłodem i ziołowym dreszczem czegoś zielonego i dziwnego, gotującego się pod spodem. Niesie ze sobą niepokojącą ciężkość, kształt uczucia, którego nie da się wyrazić; jakby trzeba było wejść z kimś do łóżka i powiedzieć mu, że nie żyje. Przypomina mi to również ten fragment z "The Haunting of Hill House" Shirley Jackson: "Żaden żywy organizm nie może długo istnieć zdrowo w warunkach absolutnej rzeczywistości; nawet skowronki i katydidy mają, według niektórych, śnić. Hill House, nie zdrowy, stał sam na wzgórzach, trzymając w sobie ciemność... i cokolwiek tam chodziło, chodziło samotnie". Jest to paczula, która przemierzała długie cienie Hill House, zagubiła się w gęstych, niewypowiedzianych tajemnicach jego osławionych korytarzy i cierpiała z powodu swojej szalonej twarzy w rosnącej ciemności. To pokręcona, nawiedzona paczula, która widziała trochę gówna, ale wszystkie krawędzie tego niepokojącego terroru zostały zatarte przez pełzający mech, osiadający kurz i miękkość czasu i pamięci, nierzeczywistości i snu
Under My Skin to wydobycie piżma z cienia; to wciągający i hipnotyczny portal, w którym czujesz, jak powoli wślizgujesz się w głębiny pozbawionego światła basenu pachnącego skórą, drzewem sandałowym i irysem i - to może być tylko skojarzenie mojego mózgu z nazwą perfum i filmem o podobnym tytule - jest to węchowa interpretacja niesamowitej minimalistycznej ścieżki smyczkowej, która nadaje strach i tajemnicę metodom obcej kusicielki, aby zwabić i schwytać swoją zdobycz w Under the Skin.
Grimoire od Anatole LeBreton charakteryzuje się cytrynowo-balsamiczną słodyczą sugerującą lecznicze słodycze i tajemniczym pyłem przywołującym kruche pergaminy i rzadkie teksty, a wszystko to otoczone ostrą mgłą gorzkiego, karmelizowanego kminku oraz rozkładających się mchów i ziół. Zapach ten przywołuje na myśl XVII-wieczny obraz olejny przesiąknięty alchemiczną wiedzą i symboliką oraz starożytnymi tradycjami łączącymi naukę, filozofię, wiarę i artystycznego ducha: "Mroczny scenariusz rozwija się, gdy samotna woskowa świeca płonie głęboko w noc. Różne soczewki i pryzmaty załamują słaby blask migoczącego płomienia, aby niejasno oświetlić prymitywne, zaciemnione laboratorium, w którym dębowy stół, zakurzone kolby niepewnie wyważone, bulgoczą niepokojącą fosforescencją, a silniki destylacji chrzęszczą i brzęczą mętnie w pobliżu. Kruche zwoje i pożółkłe manuskrypty, ozdobione kolorowymi emblematami i tajemnymi symbolami nabazgranymi pośpiesznie na marginesach, są rozrzucone chaotycznie na brudnej podłodze, aby jeszcze bardziej zilustrować tę scenę ciekawych zjawisk chemicznych i naukowego chaosu. Słaby, pończochowaty mężczyzna w śmiesznej czapce na przemian z zadumą pochyla się nad masywnymi tomami lub być może pompuje mały miech, aby zachęcić do ponurego, dymiącego ognia, podczas gdy zagubiony w analitycznej zadumie". Tak, tak właśnie pachnie Grimoire. Tak, właśnie zacytowałem fragment The Art of the Occult, książki, którą napisałem. Czy wspominanie o tym jest tandetne? Być może. Czy jest to istotne? Jak najbardziej!
Sycomore to pachnący chór chłodnych jesiennych liści, bogatej, omszałej gleby, miękkiego dymu i wilgotnej zieleni. Wszystkie najlepsze zapachy leśnej wędrówki pod koniec października z obietnicą zimy słyszaną w szepcie trzepotania migrującego wróbla. Ale! Wędrowiec na tej ścieżce jest ubrany w kosztowną elegancję, skórzaną torbę Prady, jedwabny szal Hermèsa, kultowy płaszcz w kratę Burberry. To zapach leśnego elfa, który stał się eleganckim towarzyszem; Galadriel, która opuściła las i teraz mieszka w apartamencie na Upper East Side
Słona woda i błyszcząca skóra oraz dwa skaliste kamienie ocierające się o siebie w niejasny sposób na przestrzeni tysiąca lat; na przemian mashup fanartów Aquaman x Tom of Finland interpretowany jako tytuł Chucka Tingle'a.
To prawdopodobnie mój ulubiony zapach na świecie - jest surowy i medytacyjny i przywodzi na myśl mroczną modlitwę w chłodnej, zacienionej leśnej świątyni.