fragrances
recenzji
Mój zapach charakterystyczny
151 recenzji
Myślałem, że napisałem recenzję Salome, ale chyba byłem zbyt zajęty noszeniem i cieszeniem się nim. Papillon jako całość jest jedną z niewielu marek, które podtrzymują moją wiarę w niezależne, niszowe i rzemieślnicze perfumy. Podczas gdy wieloletni gracze od około 5 lat przechodzą do głównego nurtu, Liz Moores powoli i konsekwentnie tworzy linię, która jest zarówno fascynująca, jak i satysfakcjonująca. Salome to tylko przykład. Pomysł i inspiracją była stara fotografia z przełomu wieków. A sam zapach mógłby z łatwością tam należeć, ponieważ podąża śladami Shocking, a nawet Femme; sepia, świecące ciepło. Delikatne przyprawy, francuskie kwiatowe serce i szyprowy kręgosłup, Salome wygina olfaktoryczne rodziny i wyciąga z nich to, co najlepsze; fachowo zmieszane, trudno jest wskazać nuty. W otwarciu musuje musująca bergamotka, w sercu pikantne kwiaty z piękną różą i goździkiem, których już nie czujesz, oraz piękne zwierzęce wysuszenie, które łączy cywet, kastoreum i hyraceum z piżmem i dymną paczulą. Podobnie jak w starszych zapachach, nuty zwierzęce wzmacniają i powiększają całą kompozycję, a nie krzyczą tylko dla niej samej. Choć momentami jest brudno i skąpo, głównie za sprawą kminu, nuty zwierzęce sprawiają, że zapach jest znacznie większy niż suma jego części. Tutaj do gry wkracza Femme; Salome wydaje się godnym potomkiem Roudnitska w najlepszy możliwy sposób. Femme opiera się na erotycznych właściwościach dojrzałych owoców (śliwki, stąd baza Prunol), podczas gdy Salome opiera się głównie na dojrzałych kwiatach, które czasy świetności mają już za sobą. Przyprawy są delikatne i ciepłe, wiecznie żarzące się, a silny mech dębowy wykracza poza standardowe orienty i szypry. Salome to sztuka, fachowo pomyślana, przekładająca się na czystą przyjemność noszenia. Długotrwały, wyczuwalny przez wiele godzin, bezwstydnie zmysłowy podczas noszenia i seksualny podczas wąchania. W dzisiejszych czasach, gdy IFRA jest wielkim złym wilkiem, który na zawsze zniszczył wiele ukochanych arcydzieł, zapachy takie jak ten pokazują, że chociaż istnieją ograniczenia, nadal można tworzyć wysokiej jakości perfumy, o ile istnieje spójna wizja, zero grup fokusowych i marketingu oraz nie ma potrzeby całowania w dupę wielkich korporacji aromatycznych. Tak długo jak istnieje talent i ludzie, którzy wierzą w perfumiarstwo, jest jeszcze wiele Salomes do zrobienia. I choć IFRA będzie tylko coraz bardziej restrykcyjna, perfumeria jeszcze nie umarła. Nie na dłuższą metę. Róża turecka, jaśmin, goździk, mech dębowy, kastoreum, cywet, hyraceum, styraks, tytoń, kwiat pomarańczy, paczula, słodkie siano, gorzka czerwona pomarańcza, bergamotka, kminek, goździk, smoła brzozowa i wanilia. Są to pełne nuty według samej Liz. Zawarta jest również zastrzeżona mieszanka piżma używana w każdej kreacji Papillon. Ponadto Hyraceum stanowi 4% każdego 50 ml flakonu.
Fate Woman był ostatnim zapachem Amouage, który pokochałem. Ale podczas gdy Fate był głównie hołdem dla vintage Bandit, Shalimar i Opium na mojej skórze, Imitation Woman jest zupełnie nowy. Drapałem się po głowie, próbując ustalić, czy coś mi przypomina, ale tak nie jest. Jest ogólny klimat, ukłon w stronę gatunków i sposób na powiedzenie "tak się kiedyś robiło", ale Imitation jest pięknem samym w sobie, przynajmniej dla mnie, chociaż jestem pewien, że nie będzie to jeden z popularnych. Jest zbyt dziwny, zbyt "in your face". Może właśnie dlatego absolutnie go uwielbiam! Inspiracją jest Nowy Jork lat 70-tych, ale dla mnie są to głównie późne lata 70-te i wczesne/środkowe lata 80-te. Wczesne lata 70-te to wciąż zielone, szyprowe zapachy i mgliste, rozmarzone kwiaty. Pomyśl o Halston, Scherrer, Chloé, Anaïs Anaïs, Private Collection; zapachy były trudne, podobnie jak kobiety i warunki w Nowym Jorku, ale było miejsce i czas na bardziej marzycielski świat, widziany przez mgłę erotycznych kwiatów. Imitation ląduje gdzieś pomiędzy 1977 a 42 ulicą; obskurny, szorstki, kolorowy i jasny jak neon na Times Square. Otwierające aldehydy (nie tak duże, jak chciałem, ale obecne przez większość czasu) dają miejsce czarnej porzeczce, najbardziej soczystej, najwyższej i najbardziej autentycznej czarnej porzeczce, jaką wąchałem. Jest bardzo słodka i nadaje owocowości zupełnie nowe znaczenie. Jest owocowy w taki sam sposób, jak vintage Poison lub Black Orchid są owocowe; nie to samo przez długi czas, ale ta sama cielesność i zmysłowość, ukryta za zabawną fasadą. Lukrecja, która zwykle jest moją nemezis, pojawia się wkrótce potem, ale jest zrobiona w tak piękny i dojrzały sposób, że wciąż chcę jej więcej. Czuć w nim "sekretny eliksir", zupełnie jak shot z nienazwanej butelki serwowany w Studio 54 podczas rozmowy z Grace (Jones oczywiście)! W tamtych czasach dałaby czadu. Serce łączy miodowy kwiat pomarańczy i skąpy jaśmin, tworząc bardziej ekstrawaganckie kwiatowe serce z lat 80-tych, z paczulą (ziemistą i mocną), kadzidłem (suchym i dymnym) i drzewem sandałowym zamiast dawno minionych nut zwierzęcych. Piękno i bestia. "Ładne" kwiaty wraz z "brudnymi" nutami bazowymi o szorstkich krawędziach, które przypominają nam, że Bright Lights Big City jest również niebezpieczne. Imitation sprawia wrażenie dziewczyny, która mieszka gdzieś na przedmieściach. Czuje się tam inaczej niż w centrum i ma większe poczucie bezpieczeństwa. Uwielbia jednak imprezować i wie, że prawdziwe życie toczy się gdzieś w śródmieściu, na Coney Island lub Bronksie. Nie ma nic przeciwko brudzeniu się, ale zawsze ma perfekcyjnie wypielęgnowane czerwone paznokcie i zdrowy zapas lakieru do włosów. A kiedy opuszcza swoje podmiejskie zacisze, zapala papierosa, wysiada na Times Square i podąża za prądem. Może nie jest to Studio 54 w każdą sobotę, ale zawsze znajduje właściwe miejsce. Imitacja pachnie jasno, "szczęśliwie". Pod spodem kryje się pewna niewinność, wrażenie, że młodość jest wieczna, a świat to jeden wielki kęs, że sobotnie noce trwają wiecznie, a słońce zawsze będzie świecić jaśniej po tej stronie mostu Brooklyńskiego. Nieco niejednoznaczny, Imitation udaje się połączyć piękno z szorstkością. To zarówno czysty, jak i brudny Nowy Jork sprzed czasów Giulianiego, który wyeliminował, wraz z morderstwami i przestępczością, nieuczciwą różnorodność, która stworzyła Manhattan. W otwierającym drugi sezon The Deuce (HBO, gorąco polecam) jest scena, w której widzimy Candy idącą wzdłuż alfonsów, prostytutek, handlarzy narkotyków i naciągaczy. Ma na sobie futro i biały jedwabny strój, który wygląda jak Halston. Gdy uśmiecha się do znajomych twarzy w drodze do nowej dyskoteki, pojawia się melancholia przypominająca jej, że kilka lat wcześniej była na tych ulicach, prosząc o 30 plus 10 za swoje usługi, i siła, która pokazuje jej, że ma już za sobą te lata, gdzieś w lepszym miejscu, ale jeszcze nie do końca; wciąż są przeszkody na jej drodze. Jest Boże Narodzenie 1977 roku, pada śnieg, a Candy pachnie imitacją. Może jeszcze nie mieszka w centrum miasta, ale doskonale uosabia ten zapach! Moja ulubiona premiera 2018 roku.
Wąchając i nosząc K de Krizia, można się zastanawiać, czy Maurice Roucel nie szukał inspiracji w Dioressence i Miss Dior. Chociaż wszystkie 3 perfumy są piękne same w sobie, K ma ten piękny ziołowy charakter Dioressence, który wyróżnia go nawet wśród klasycznych zapachów Christiana Diora. K pojawił się w 1980 roku (lub 1981, w zależności od źródła) jako debiutancki zapach Mariuccia Mandelli i zawsze był uważany za aldehydowo-kwiatowy. Ale K jest tak złożony, tak intrygujący, tak wiele więcej, że ten tytuł nie oddaje mu sprawiedliwości. K jest kwiatowy, skórzasty, zwierzęcy, pudrowy, szyprowy, aldehydowy, ziołowy... to eliksir sam w sobie! Aldehydy są obecne w otwarciu, wyciszone i łagodne, w przeciwieństwie do innych aldehydowych zapachów. Neroli zapewnia jeszcze świeższe doznania dzięki swojej łagodnej słodyczy, zanim kwiatowe serce przejmie kontrolę. I tutaj dzieje się magia! Hiacynt jest gwiazdą; bogaty, oleisty, skórzasty hiacynt, który przez chwilę przypomina mi oryginalne Trussardi dla kobiet. Delikatny i kapryśny w wyglądzie, hiacynt wygląda o wiele bardziej niewinnie niż jest w rzeczywistości. Szorstkie krawędzie są umieszczone z przodu, otoczone narcyzem (kolejny zabójczy kwiat ze zwierzęcymi niuansami) i goździkiem, który dodaje pikantnego i pikantnego akcentu. W końcu te kwiaty nie są skromne i niewinne. Wśród nich orris pochłania kwiatową orgię w jednej z najpiękniejszych pudrowych chmur, jakie kiedykolwiek spotkałem; nie pachniałeś pudrem, dopóki nie poczułeś K. Kwiatowy puder, skóra, oleistość... tutaj przypomina mi się Miss Dior (ta prawdziwa) i widzę (czuję) odcisk, jaki pozostawiła i wpływ, jaki wywarła w perfumerii. Ale nuty bazy nie są daleko w tyle. Mech dębowy, zwierzęce piżmo (raczej nitromusks), cywet, drzewo sandałowe... to wszystko w jakiś sposób łączy się i przywodzi na myśl ziołowe piękno Dioressence. Nuty są inne, aranżacja bardziej nowoczesna, a jednak klasyka inspiruje nowość, a jej duch unosi się na skórze niczym nimfa. Gdzieś, głęboko w sercu szmaragdowozielonego lasu, otacza mnie napar czarownic. Piękny szypr z pełną mocą. K ma średni sillage i utrzymuje się na mojej skórze około 16 godzin, unosząc się nad i wysyłając pachnące wąsy do mojego nosa wraz ze zmianami temperatury. Krizia wybrała klasycznie skomponowany zapach na swój debiut i choć w swoim czasie prawdopodobnie był dużym sprzedawcą, wydaje się być pomijany i niedoceniany. To skarb vintage, o którym mało kto wspomina, a szkoda, bo sam w sobie jest piękny, dość tani na eBayu i wydaje się, że bardzo dobrze się przechowuje. Mam dużą 100 ml edycję z 1981 roku i chociaż przywodzi na myśl wiele zapachów, potrafi utrzymać się na swoim miejscu. Może zaczynać się niewinnie i eterycznie, ale ma wielkie i odważne serce, które stało się bardziej widoczne w następnym Teatro Alla Scala. Jeśli lubisz zielone/kwiatowo-zwierzęce szypry, skórzaste i pudrowe ziołowo-zielone perfumy lub po prostu kochasz staromodne perfumy wysokiej jakości, poszukaj go. Krizia była piekielną projektantką, a jej perfumy były jeszcze lepsze. Włoskość w najlepszym wydaniu!
Les dieux vivants ont leur parfum. Kouros. Wersja Charlesa z Ritz (Paryż) z 1984 roku. Długa recenzja. Zapach bogów. Kouros. Cud perfumiarstwa lat 80-tych, "najdroższe perfumy dla mężczyzn" Yves Saint Laurent pojawiły się 4 lata po Opium, orientalnym zapachu, który zmienił świat i ukształtował pokolenie nadmiaru i dekadencji. Nie obyło się bez kontrowersji, podczas gdy o Opium mówiono, że zachęca do zażywania narkotyków i nielegalnych substancji, Kouros (o kryptonimie Eros podczas rozwoju) został uznany za "nadmiernie brudny" i zbyt prowokujący. W ostatniej złotej dekadzie perfumiarstwa wysokiej jakości Yves Saint Laurent pokazał światu, że wizja, odwaga i wytrwałość są niezbędnym ryzykiem, aby odnieść sukces. Bez nich po prostu się podąża. Yves prowadzi. Kouros to jeden z najbardziej polaryzujących zapachów, znak geniuszu i innowacji, prawdziwe perfumy "kochaj je lub nienawidź". Ja uważam, że to jedna z najpiękniejszych kreacji i dla mnie najlepsze męskie perfumy, jakie kiedykolwiek stworzono. Ale to tylko ja i chociaż je uwielbiam, wiem, że wielu nie może ich znieść. Ogromny hit od pierwszego dnia, Kouros pojawił się we właściwym czasie (1981, dekada nadmiaru, władzy i chciwości), we właściwym miejscu (Paryż - tylko dom taki jak YSL mógł wypuścić równie prowokujące perfumy dla mężczyzn, jak zrobili to dla kobiet z hitem Opium) i z odpowiednią promocją / marketingiem (biały posągowy flakon, nazwa, zapach; magnum opus Pierre'a Bourdona). W kolejnych latach wielu próbowało naśladować jego sukces, niektórzy lepiej niż inni, ale żadnemu nie udało się go przewyższyć. Sukces Kouros leży w dychotomii czystego i brudnego, czystości i cielesności, a tego nie da się skopiować. Aby wyobrazić sobie Kouros, trzeba wyobrazić sobie obrazy. Wyobraźmy sobie plażę w Grecji, na przykład plażę Lalaria w Skiathos. Woda ma głęboki krystaliczny błękit, słońce pali mocno, ale delikatna bryza uderzająca o skały chłodzi gorące sierpniowe powietrze. Nie ma hałasu, prawie nikogo, a ty leżysz tam, wygrzewając się w chwale lata. Nagle kilka metrów od ciebie pojawia się dobrze opalony, wysoki, umięśniony facet. Obserwując jego posągową sylwetkę, czujesz jego zapach. Pachnie mydłem, prawdopodobnie z prysznica, który wziął przed zejściem na plażę, i lekkim ziołowym dezodorantem. Zapach miesza się z zapachem soli morskiej, jodu, świeżego powietrza i oceanu. To jest czyste i wyprane otwarcie Kourosa. Ale z drugiej strony, Kouros jest pierwotnie erotyczny, zmysłowy, pełen pożądania. Ten przystojniak wkrótce idzie popływać, by ochłodzić się w czystych, błękitnych wodach. Z daleka patrzysz, jak pływa z artystyczną gracją, wykonując długie pociągnięcia, aż znika w oceanie, tylko po to, by wynurzyć się odświeżony, w białych slipach, które ledwo ukrywają jego męskość. Uśmiecha się do ciebie uprzejmie i kładzie się na ręczniku. Czujesz się zażenowana, ale jakoś nie możesz przestać się na niego gapić. Zapala papierosa i nagle czujesz dym wydobywający się z jego pełnych ust, lekki pot, zapach soli parującej z jego ciała, zapach olejku do opalania Coppertone; czujesz go. A zapach, w połączeniu, wydaje się zwierzęcy, rozpustny, pożądliwy, hedonistyczny. Nie ma w tym nic wyraźnie seksualnego, ale podnieca cię sama myśl o tym; gorące lato, przygoda na jedną noc, idealny nieznajomy. Niebezpieczne życie, młodość jest ryzykowna i napędzana hormonami. Puść i poddaj się. On jest Kouros. Mistrzowskie połączenie naturalnego cywetu, kastoreum, korzenia kostrzewy, bazy Animalis od Synarôme (użytej później w tytułowej pierwszej kreacji Montany, która wyszła z mody pod koniec lat 80-tych), skóry, miodu, piżma, geranium, artemizji, jaśminu, paczuli i wielu innych, które łączą się w prawdziwym kunszcie, tworząc coś większego niż suma jego części. Kouros nie jest zwierzęcy tylko ze względu na to, że jest jednym z najbardziej zwierzęcych zapachów, jakie stworzono; on jest zwierzęcy. Jest tak czysty lub tak brudny, jak chcesz. Przyciągnie cię bliżej lub odciągnie, ale nie pozostawi obojętnym. Jest inteligentny, gorący, ma zabójczy uśmiech i wielkie nastawienie. Jest chłopakiem, od którego mama kazała trzymać się z daleka i jest to jeden z powodów, dla których wiele kobiet nosi Kouros z niesamowitym rozmachem (perfumy nie mają płci). Ale jeśli się w nim zakochasz, nie będzie odwrotu. Dawno, dawno temu zapach sprawiał, że marzyłeś, fantazjowałeś, byłeś gotowy podbić świat. To były czyste emocje, sztuka, zmysłowość. Na początku lat 90. wszystko, co było duże i potężne, zostało uznane za złe, a minimalizm wkroczył do naszego świata, podczas gdy duże włosy i duży zapach powoli wychodziły tylnymi drzwiami. Nadchodziła wielka fala Calone, aby obmyć nas z grzechów i perfum. Kouros zaczął wypadać z łask, a wszystkie reformulacje, które nadeszły, nie przyniosły żadnych korzyści; pod koniec lat 90-tych / na początku 2000 roku powoli zanikał. Dziś to, co można znaleźć w sklepach, to zaledwie przebłysk tego, co kiedyś było "le parfum des dieux vivants". Czasy się zmieniają, wszystko ewoluuje (lub nie, w zależności od tego, jak to postrzegasz), a ludzie idą naprzód. Perfumeria wkroczyła w swoje opus z fajerwerkami i odchodziła powoli, niczym grzech śmiertelny. Dziś bardzo niewiele perfum zaskakuje i szokuje jak Kouros, a jeszcze mniej oferuje coś nowego, emocje, osobowość. Kiedyś perfumy były wielką Krainą Snów. A wewnątrz białego, ceramicznego, posągowego flakonu żywi bogowie mieli swoje perfumy. Kouros.
Caleche to wspaniały mydlano-aldehydowy kwiat, który w swojej wspaniałej formie vintage (posiadam edt z końca lat 70.) wykazuje podobieństwa do bardziej radosnej Madame Rochas. Podczas gdy Gold opisywany jest jako opus magnum Guya Roberta, Caleche postrzegam jako dzieło bardziej kompletne. Osobiście nie wyczuwam żadnych podobieństw ani do Gold, ani do N°5, być może jedynym łącznikiem między tymi trzema zapachami jest niezrównana elegancja i styl. Caleche otwiera się musującymi aldehydami, bogatymi kwiatami i omszałą zielenią. Neroli i cytryna nieco wyblakły w moim flakonie, ale aldehydy są musujące i bogate, a to, co pozostało z olejków cytrusowych, pomaga je podnieść. Następujące po nich kwiaty subtelnie zmieniają się z bogatych i oleistych w mydlane i pudrowe, bez wątpienia wspomagane przez irysa. Korzenny wetiwer wkrótce łączy siły z mchem dębowym i piżmem/cytrusem, tworząc ciepłe uczucie, które pulsuje ze skóry, podczas gdy maślane drzewo sandałowe (Mysore) promieniuje przez wiele godzin. Ogólne wrażenie jest nieskazitelne; skóra umyta drobno zmielonym francuskim mydłem, nałożony kwiatowy talk i jedwabna bielizna. Kombinacja wetiweru, mchu dębowego i skóry daje wrażenie "dzikości i wolności" na świeżym powietrzu; może to być przejażdżka konna dla silnej i niezależnej kobiety lub spacer powozem dla bardziej romantycznej. Caleche doskonale dostosowuje się do wszystkich okazji i może idealnie pasować do każdego, potrzebuje tylko silnej osobowości. Podczas gdy uosabia bardzo francuski styl lat 70-tych, rozwija się również w latach 80-tych, gdzie w pewien sposób czuje się bardziej amerykański; idealnie pasuje do wzmocnienia pozycji kobiet w miejscu pracy i podczas gdy Europa była na haju Opium, Poison i Coco, Amerykanie przyjmowali bardziej szefowski zielony zapach Scherrer, wspaniały Lauders, Chloé i Oscar by de la Renta. Dwie różne dekady, dwa różne światy i jedne perfumy, Caleche, kroczące pośród nich. Klasa i elegancja na każdym kroku! Inspiracja dla wielu zapachów, Caleche to, przynajmniej dla mnie, jeden z najlepszych aldehydowo-kwiatowo-szyprowych klejnotów. Pod poważnym wyglądem kryje się cielesność i piękno do odkrycia, zmysłowe, nie seksualne. Caleche to coś więcej niż tylko aldehydy, to ucieleśnienie tego, co najlepsze w szyprze i kwiatach, z drzewnymi i skórzanymi aspektami, tworząc jedną z najlepszych kreacji Herme, która, podobnie jak wcześniej Eau d'Hermes, nie zna płci. Dla wyzwolonego mężczyzny i kobiety. Takich zapachów już się nie produkuje.
Używam Addict odkąd się pojawił, ale nigdy tak naprawdę nie przyszło mi do głowy, aby go zrecenzować. Chyba uznałem go za coś oczywistego. Moja recenzja dotyczy oryginału z 2002 roku, którego miałem na tyle szczęścia (i mądrości), że zaopatrzyłem się w 2 flakony po 100 ml, gdy tylko dostałem swój pierwszy i dawno już nieużywany (wrzesień 2002) oraz w ekstrait, który kupiłem w tym samym roku na Boże Narodzenie. Obecnie nadal można go znaleźć na Ebayu, choć coraz trudniej. Addict uosabia wszystko to, co działo się na przełomie tysiącleci. W pewnym sensie jest to kapsuła zapachowa. Podczas gdy główny nurt miał jeszcze kilka dobrych lat, Dior już nie, i na szczęście Galliano miał okazję wyobrazić sobie ten i Dior Homme jako swoje opus wyjściowe. Trochę wulgarny, czasami tandetny, ale zawsze uzależniający, Addict to logomania, błyszcząca brązowa skóra, dużo nagiej skóry, połysk, neonowe ogromne okulary przeciwsłoneczne i muzyka elektroniczna. Wszystko to, co było modne w tamtym czasie i część tego, co katapultowało Dior do sławy XXI wieku. Stworzony przez młodszego Thierry'ego Wassera, jest to waniliowa gorączka; dymna, skórzasta, seksowna wanilia. Oryginalne otwarcie (które zostało utracone w kolejnych przeformułowaniach) to lekko gorzki i zielony liść mandarynki (w tamtych czasach była to modna nuta), który pozwala uniknąć przekształcenia Addict w gourmand, jak są one znane dzisiaj. Addict to pełnoprawny słodki kwiatowy zapach; róża, jaśmin, nocny kwitnący cereus lub nocny jaśmin lub królowa nocy (wybierz!), które poruszają się w i na zewnątrz i wokół wanilii, która jest pięknie ciemna jak meksykańska odmiana i jest otoczona dymną zasłoną, która prowadzi do dorosłej kremowości. Drzewo sandałowe, które zawsze było określane jako Mysore, nie jest nim; jego użycie byłoby niezwykle kosztowne, nie wspominając o tym, że prawie niemożliwe do zdobycia w tamtym czasie, ale nie jest piskliwe ani kwaśne; jest kremowy, maślany, gorzki i pokazuje, jak może czuć się jak fantom Mysore, gdy jest zmieszany z troską i talentem. Mchu dębowego nigdy nie wyczułem, ale za to wyczułem najbardziej kremowe kwiaty, w najbardziej uzależniający sposób, które raz na jakiś czas przybierają nieco plastikowy charakter. Dziwne, ale to część magii, która sprawia, że Addict jest przyjacielem Shalimar, Habanita i Lou Lou, z których każdy pokazuje brudniejszą stronę wanilii. Addict to piękny zapach. Jest następcą sukcesu Hypnotic, który doceniłem po dłuższym czasie i który pokazał nieco młodsze i bardziej energetyzujące oblicze; pojawił się we właściwym czasie, we właściwym miejscu i pod właściwą nazwą. Hypnotic był migdałowym likierem Femme Fatale, podczas gdy Addict był odurzającym eliksirem waniliowym, czuł się jak narkotyk i miał niegrzeczny pierwszy dodatek, który został zakazany kilka miesięcy po premierze na rzecz ocenzurowanego. W podprogowy sposób Addict był Opium na nowe tysiąclecie! Zapomniany ekstrakt od samego początku przypomina serce i bazę edp, ma odrobinę pudru w środku i brakuje mu poczucia pośpiechu, które ma edp. Jest głębszy, bardzo tłusty na skórze z głębokim bursztynowym kolorem, który plami i utrzymuje się aż do zmycia. Całkowity powerhouse dla obu! Jeśli chodzi o obecny Addict, który wypróbowałem tylko ze względu na niego, cóż, pachnie jak Addict (nadal), ale jest to w zasadzie kwiat pomarańczy i wanilia. Zielony odcień otwarcia zniknął, podobnie jak dym otaczający wanilię, a drzewo sandałowe jest bardzo "Le Labo Santal". Nie jest to najgorsza reformulacja, ale zdecydowanie nie jest to Addict(ive). Lepiej sprawdziłby się jako flanker.
Addict pure parfum, limitowana seria we flakonach 30 ml, która została wycofana wkrótce po premierze. Partia z 2002 roku. Zostawiłem już recenzję oryginalnej wersji Addict. Extrait idzie jeszcze dalej w tę neonową imprezową noc, którą jest (była) edp. Pod lśniącą, naoliwioną skórą dziecka, okularami przeciwsłonecznymi w nocy i światłami Marlboro, extrait jest after party. Gdy zgasną światła klubu, gdy znikną świecące pałeczki i pozostanie tylko brokat we włosach, pojawi się after club. Klub plażowy. Jesteś podchmielony, ale nie pijany. Nie jesteś jeszcze na haju. Ale nastrój jest odpowiedni, a Tiësto bzyka z Traffic. Powietrze jest ciepłe z chłodną bryzą. Czujesz, że żyjesz. I jesteś gotowy imprezować aż do wschodu słońca. Addict obejmował nastrój i epokę, która minęła, a teraz wydaje się odległa. To było wczesne Millennium w butelce. Głębszy, bardziej oleisty, intensywny i ekstatyczny, extrait idzie o krok dalej. To tutaj trwa zabawa. To czysta ekstaza, w przenośni i dosłownie. Nie sądzę, abyś potrzebował obu, ponieważ vintage Addict w edp wydaje się kompletny. Ale w niektóre dni po prostu potrzebujesz tej odrobiny ekstra, tej potrzeby, aby noc nigdy się nie skończyła. I to jest właśnie parfum!
L'Âme Perdue (Âme) przekłada dość melancholijną nazwę (Lost Soul) na wspomnienie zapachu. Istnieją odniesienia, z których głównymi są Rochas Femme i Dior Dune, ale przywołuje on zadumany smutek, jaki L'Heure Bleue może wywołać przy pierwszym noszeniu. Âme kojarzy mi się z zaciszną plażą, wydmami, szarym niebem i liliami spryskiwanymi morską słoną wodą na wietrze. To jeden z nielicznych zapachów, który potrafi przekazać takie uczucia i emocje, choć mówi się, że został zainspirowany dawno zaginioną i zapomnianą formułą Le Galion oraz perfumami stworzonymi dla Lanvin. Główne nuty, które wyczuwam, to lilie Cala, śliwka, kremowe ylang ylang, które przypomina mi zapach starszych kremów do opalania, w szczególności olejków do opalania, które były popularne nie tak dawno temu, oraz goździki, chociaż zapach wcale nie brzmi tropikalnie ani plażowo. To po prostu specyficzny zapach gumy, rozgrzanej skóry, zimnego kremu i kokosa, który pachniał moim dzieciństwem, kiedy nawet dzieci były oblewane olejkiem do opalania o niskim spf. Pachnie moją młodością. Ta kremowość niesie ze sobą nuty miodu, mchu, ostrej cytrusowości (mirabelki?), która pojawia się i znika, i cynamonu, chwilowo przypominając mi również Mitsouko. To, co zaczyna się jako kremowe i leniwe, staje się bardziej śliwkowe i pikantne w miarę rozwoju zapachu, z wanilią i drewnem nadającymi pewną zwiewną pylistość. W obrazie doskonale oddaje obraz pierwszej reklamy Dior's Dune. W zapachu to Femme de Rochas, noszony przez samotną duszę wpatrującą się w horyzont, podczas gdy ocean uderza o skały. Noszę go regularnie, odkąd dostałam próbkę i za każdym razem odkrywam w nim coś nowego. I choć na początku odrzuciłem go jako coś, co już kiedyś wąchałem, wciąż mnie wciąga. L'Âme Perdue to bardzo sugestywny zapach; jednocześnie kremowy, słodki, miodowy, pikantny, z pewną kruchością, która staje się stalowo silna w miarę postępu na skórze. Jakby przypominał nam, że zawsze będzie nowy świt. Czuć w nim vintage, ale jednocześnie nowoczesność; tworzy coś awangardowego, co przetrwa próbę czasu. Bardzo trwały z ponadprzeciętną trwałością!
Coco to królowa dramatu wśród potężnych orientów z lat 80-tych. Podążając szlakiem przypraw (Opium) w kierunku łagodniejszego akordu Mellis, Coco jest bardzo podobny do Teatro, który pojawił się rok później, ale tam, gdzie Krizia wybrała przyprawy i goździki, Chanel wybrała pluszowy bursztyn i barokowy orientalizm. Chanel nigdy nie popadała w przesadę, ale Coco, urodzona ze mną w tym samym roku, nieuchronnie podążała za trendami; zapach i moc. Recenzowany przeze mnie edp, flakon z 1984 roku, jest moją ulubioną formułą, ponieważ doskonale ucieleśnia ducha zapachu. Otwiera się mocną nutą goździków i kolendry, które nadają łagodnej i pikantnej balsamicznej pikanterii. Subtelnie, z blaskiem świecy, wzdłuż soczystej nuty pomarańczy, która po prostu je wzmacnia, zamiast je przejmować. Przejrzała brzoskwinia przypomina zmysłową skórę Femme. Zamiast ognistych przypraw mamy ciepło skóry. Róża i jaśmin w sercu naprawdę błyszczą i sprawiają, że rozumiem, dlaczego Chanel jest z nich tak znana. Jacques Polge pokazuje niesamowitą zręczność. Baza jeszcze bardziej podkreśla głęboką i łagodną jakość balsamiczną; wspaniałe drzewo sandałowe, które w 100% przypomina Mysore, z jego miękkimi i maślano-mlecznymi właściwościami, tańczy wzdłuż żywicznego labdanum, a bursztyn owija się wokół opoponaksu. Subtelny zapach skóry (kastoreum?) tańczy wzdłuż cywetu, który w pierwszych formułach jest naturalny i niezwykle silny i seksualny. Przy całej swojej klasie i elegancji Coco nigdy nie zapomina, że pod powierzchnią kryje się pożądanie, a Polge równoważy piękno wspaniałym i zdziczałym cywetem; nie wzmacnia innych nut, świeci solo. Podczas gdy wiele orientów słynie z przypraw, Coco uosabia balsamiczną jakość tego gatunku. Nie czułby się nie na miejscu dekady wcześniej, nawet jeśli jego ekscesywność mówi nam, że Coco pochodzi z potężnych lat 80-tych. Jeśli podoba Ci się Diva (prototyp Polge dla Coco, nieco bardziej suchy i bardziej szyprowy w dotyku, wydany rok wcześniej), Teatro Alla Scala, Fendi, Opium i Femme, Coco jest naturalnym postępem. Dramatyczny, bogaty, gdy futro jest zdjęte, a sukienka haute couture na podłodze, maniery pozostają poza pokojem. Jest tylko miejsce na pasję. Oszałamiająca na każdym, z seksualnie niejednoznaczną osobowością, która odmawia gatunku!
Vintage (1978) vs najnowszy (2013) Rive Gauche. Po pierwsze, muszę powiedzieć, że moim zdaniem jest to najlepsza reformulacja, jaką L'Oreal zrobił z zapachem YSL. Właściwie jedyna, która nie zepsuła całkowicie perfum. Rive Gauche wciąż jest sobą, na dobre i na złe. Główna różnica polega na otwarciu i długim wysychaniu. Obecną wersję już bardzo lubię, ale vintage po prostu uwielbiam. Oryginał otwiera się strzelistymi metalicznymi aldehydami, które szczypią w nos i dają natychmiastowy haj. Pachnie jak lakier do włosów w najlepszy możliwy sposób, więc jeśli ich nie lubisz, trzymaj się z daleka. Jeśli je kochasz, tak jak ja, to jest niebo! Jest w nim piękna, smolista nuta, która dodatkowo je podkreśla. Wyobraź sobie, że spryskujesz włosy fiolką poppersów i wąchasz. Oszałamiające! Obecny ma 0 smoły, 0 metalicznego efektu. To zwykłe aldehydy z nutą brzoskwini. Aldehyd C14? Nadal będzie straszyć tych, którzy ich nienawidzą, nawet jeśli wpływ jest wyciszony w porównaniu do oryginału. Serce to miejsce, w którym podobieństwa się nasilają; geranium, irys, bardzo francuski kwiatowy bukiet róży i jaśminu, który przypomina drobno zmieloną kostkę białego mydła. Oślepiająco białego, w marmurowej łazience. Surowa i zimna, srebrna armatura łazienkowa. Vintage ma ich w nadmiarze wraz z promieniem światła w postaci cytryny i LOTV. Obecna wersja jest bardziej stonowana, dodaje więcej brzoskwini i cytrusów i sprawia wrażenie minimalistycznej. Ale jako całość, odczucie i zapach nie różnią się aż tak bardzo. Teraz drydown, gdzie można znaleźć wszystkie dobre i ciężkie rzeczy. W wersji vintage. Mech dębowy, wetyweria, wszystko wygładzone bursztynem i piżmem. Nowa wersja opiera się głównie na wetywerii, a bób tonka dodaje lekkiego efektu fougère. Bardziej suchy, mniej dębowy (nadal ma mech drzewny), bardziej pudrowy. Mniej zielony, bardziej szary. Vintage jest bardziej ziołowy, pełniejszy, mech dębowy naprawdę błyszczy. Irys nadal kołysze w wysublimowany sposób, w dotyku przypomina wygładzający puder do ciała na rozgrzanej skórze. Chłodzenie. W obu wersjach otrzymuję całodzienną trwałość i mocny zapach. Chociaż nowy jest inny, a lata ograniczeń i reformulacji zebrały swoje żniwo, nadal jest bardzo sobą. Kontrowersyjne aspekty zostały wyeliminowane lub stonowane, ale to cud, że udało się zachować tak "vintage" zapach. Świeży, zimny (chociaż nigdy nie myślałem o Chanel n°19 jako o królowej lodu, Rive Gauche zdecydowanie ma zimne serce), pudrowy, zielony. Tak się składa, że wersja z lat 70-tych mnie kręci, a obecna nie. Srebrny lakier do włosów! Obecny? Bardzo lubię. Vintage? Absolutna miłość!
Seville a l' Aube (Sewilla) kupiłem w momencie premiery. Było to mniej więcej w czasie, gdy odkryłem Grain de Musc, a Denyse komentowała nadchodzącą premierę Perfume Lover i tego zapachu. Opowiadanie historii mnie wciągnęło; jeśli ktoś odwiedził Sewillę w okresie wielkanocnym/wczesną wiosną, jest tam niepowtarzalny zapach kwiatu pomarańczy (azahar), który przenika całe miasto, stając się odurzający w nocy, gdy ciepło wyłania się z ulic. I nie popełnij błędu, Sewilla oddaje nie tylko ten zapach, ale także dym z katedr i pot ciał, gdy się dotykają. Jest to bardzo naładowany kwiat pomarańczy, który zachowuje pewną kolońską świeżość, tak uwielbianą w gorące hiszpańskie lato z użyciem petit grain i lawendy. To, co zaczyna się jako poranny spacer po mieście, kończy się przypadkowym spotkaniem z piękną nieznajomą i gorącą przygodą na jedną noc. Wosk pszczeli, jaśmin, żywice, wszystko to składa się na cielesną i lekko zwierzęcą bazę, która ostatecznie pachnie narkotycznie i bardzo zmysłowo. Kwiat pomarańczy ma wiele twarzy: świeżą, czystą, miodową, brudną; Sewilla powoli prezentuje je wszystkie, kończąc na pomarańczowym gaju w nocy, gdzie kwiaty są w pełnym rozkwicie, w towarzystwie zapachu palącego się kadzidła, jednocześnie zachowując niesamowitą musującą świeżość do końca. Sillage i trwałość są niesamowite, a sok z wiekiem nabiera głębokiego bursztynowego koloru, zyskując jeszcze więcej zmysłowości. Plami jasne ubrania, więc należy wziąć to pod uwagę. Denyse uchwyciła w zapachu atmosferę miasta i pasję książki, dzięki czemu można poczuć się jak miłośnik perfum. Doskonały, szczególnie na mężczyznach, ponieważ zyskuje jeszcze ciemniejszą jakość!