fragrances
recenzji
Mój zapach charakterystyczny
310 recenzji
Hiram Green's Arbolé nie jest tym, czego spodziewałem się po zielonym płynie przedstawionym na butelce. To drzewny anyż, woskowa wanilia i słodki, pudrowy heliotrop. Wielu recenzentów opisuje go jako luksusowy, przytulny i elegancki i myślę, że to rozumiem, ale jest coś pełzającego po skórze i niepokojącego, co kryje się pod spodem. To niewiarygodna narratorka w bestsellerowym thrillerze z gatunku domestic-noir; jest elegancka, uprzywilejowana, prawdopodobnie mieszka w paryskim apartamencie lub luksusowym mieszkaniu w Londynie. Albo jest w trudnym małżeństwie, albo opłakuje zmarłego męża i/lub dziecko, jest odizolowana, prawdopodobnie zażywa leki i nie zawsze jest świadoma, ma paranoję lub jest podsłuchiwana, szpieguje sąsiadów, bawi się w detektywa, jest zbyt sprytna dla własnego dobra, ale zbyt późno orientuje się, że zaufała niewłaściwej osobie. Zapędza się w kozi róg i rzadko udaje jej się wyjść z tego cało. Zapach strachu i niepokoju wydzielany przez te kobiety, gdy przedzierają się przez zwroty akcji tych historii? To zapach mdłej, niespokojnej ładności Arbolé.
Nie potrafię powiedzieć o No. 32 Blue Oud marki Cognoscenti niczego, co miałoby jakikolwiek sens. Pamiętasz Smarties, te małe, słodkie, blade, kredowe krążki nostalgii, ułożone w rolki, owinięte w marszczony celofan, które prawdopodobnie stanowiły większość twojego Halloweenowego łupu, kiedy byłeś dzieckiem? No dobrze, wyobraźmy sobie słodycze w tym stylu, stworzone przez przedsiębiorczą właścicielkę małej firmy Pepper Dupree z Whispering Hills (patent w toku) i aromatyzowane zastrzeżonymi leśnymi esencjami z fiołków i dzwonków, ruty łąkowej, jeżyn, cyprysów i paproci oraz rozmytym skrawkiem kwitnących porostów, które kwitną tylko w migotliwym świetle niebieskiego księżyca. Cukierki są pomalowane na intensywny aksamitny odcień zimowych nocy, głębokiej determinacji i powolnych prawd oraz ozdobione srebrnymi scenami o niebiańskim znaczeniu. Zainspirował ją Zeus, ślepa sowa o gwiaździstych oczach, którą widziała na Boing Boing, i chciała stworzyć mały smakołyk, który przywołałby u użytkownika to, co Zeus obudził w niej: krótką chwilę uniwersalności, całości w sobie i połączenia ze wszystkim. Jak można sobie wyobrazić, takie wizje, jakkolwiek wykwintne lub ulotne, mają wysoką cenę - ale Pepper Dupree akceptuje teraz Afterpay i Klarna.
Aromatics Elixir jest sprzedawany przez Clinique jako "intrygujący, nonkonformistyczny zapach". Chandler Burr pisze o jego głębi i cieniach, a wielu recenzentów opisuje go jako "szypr na sterydach". Uważam, że to wszystko prawda, a nawet więcej. Jest to gorzka, balsamiczna, groźnie cierpka mieszanka chłodnego, nieziemskiego drewna i kwaśnych obcych ziół, abstrakcyjnych kwiatów i surowych żywic. Werbena i geranium, jaśmin i mech dębowy, bergamotka i paczula - wszystkie znajome nuty klasyka, a jednak czuje się poza czasem, całkowicie obcy i nowy, jakby zawierał szczep obcego DNA. Jakby unosił się w pustce kosmosu w przepastnej nieeuklidesowej konstrukcji, potworne ciśnienie i niesamowity gwizd kanałów powietrznych, w których się ukrywa, powoli doprowadzają go do szaleństwa, gdy dryfuje cichą ścieżką przez zimne gwiazdy, zupełnie sam. Gdyby ta istota miała dla nas wiadomość zza kosmicznego oceanu pustki, z pewnością dotarłaby do nas po jej śmierci. Takim przekazem z tej przerażającej otchłani jest zapach Aromatics Elixir.
Gnijące grudki kwaśnego mleka, owoce w puszkach, które zostały zapomniane w bunkrze przez 35 lat i zdzirowate egipskie piżmo, które demon striptizerki zombie może nosić podczas dziko niewygodnego tańca na kolanach. Mój Boże. Mam ochotę rzucić tą próbką prosto w słońce.
Akro Haze to chłodny, śliski zapach aromatycznych i słodko-gorzkich ziół, syczącej słodyczy tej nieoczekiwanej i niesamowitej żywicznej nuty syropu klonowego, którą kojarzę z nieśmiertelnikiem, oraz cichej, ukradkowej bazy skórzastego drewna i paczuli. Nie mogę wypowiadać się na temat domniemanej inspiracji zapachu, ponieważ nie biorę w nim udziału, ale z pewnością ma on nocną, narkotyczną energię, wszystkie leniwe kończyny, senne oddechy i bycie zahipnotyzowanym przez cudowną istotę, która jest w rzeczywistości duchem węża lub boginią węża, lub Meduzą, lub pół-kobietą, pół-kobrą potwór stworzony przez szalonego naukowca, czy cokolwiek innego - rozumiem tutaj, że Haze to potwornie piękna wężowa dama zapachu.
Tak więc 4160 Tuesday to najseksowniejszy zapach na planecie. Ever. (IMHO). Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podoba, bo naprawdę mi się podoba. Czy jest seksowny? Nie wiem. Naprawdę nie lubię myśleć o takich zapachach, z jakiegoś powodu naprawdę mnie to obrzydza. Może moja brudna młodość - a człowieku, mam kilka historii - przełączyła jakiś przełącznik w moim mózgu, w którym teraz zasadniczo chcę tego, co jest przeciwieństwem seksownego. Nie twierdzę, że seksowność jest zabawą dla młodych ludzi, myślę, że mówię, że po prostu nie dbam już o seksowność. Życie to coś więcej. W każdym razie. Tak więc ten zapach jest dość prosty, co mogę nazwać kwiatową wanilią i ciemnym drewnem. Jest piękny, ale nie przesadnie złożony. Jest w sam raz i chciałabym mieć cały flakon na dni, kiedy nie wiem co na siebie włożyć, a chcę tylko ładnie pachnieć. Problem polega na tym, że pachnie DOKŁADNIE tak samo, jak sandałowo-waniliowy zapach do domu, który Bath and Body Works kiedyś sprzedawało. I nie ma w tym żadnego nieodłącznego problemu, zapach jest naprawdę bardzo ładny, ale moja siostra ma jedną - czasami dwie - wtyczki w każdym pokoju w swoim domu, a wkrótce to, co kiedyś było ładne, stało się intensywnie opresyjne i duszące, a teraz nie mogę wąchać tej konkretnej wersji wanilii i drewna bez poczucia, że dławię się świecą. Rozumiem, że to mój problem, a nie problem produktu czy perfumiarza, ale czasami tak to już jest.
Ciasto migdałowe Accident a la Vanille jest tak koszmarnie okropne, że zainspirowało mnie do napisania dla niego haiku: robitussin, ciasto i mleko migdałowe mgiełka bractwa: DRINK, DRINK!
Copal Azur od Aedes de Venustas to przepowiednia szeleszcząca na wietrze, utkana z oparów kopalu i kadzidła, które unoszą się ze świątyń strzegących tajemnic starszych niż bogowie. Medytuj nad tymi oparami kadzidła i starożytności, a przekonasz się, że jest to słony, słodko-gorzki paradoks, mgiełka ofiarnego dymu spleciona z nieoczekiwaną słodyczą karmelizowanych bursztynów. Święta ofiara - lśniąca, balsamiczna glazura wypalająca zapomnianą ucztę, posmak czegoś pierwotnego, zarówno pikantnego, jak i słodkiego. Smak wieczności, lepki gorączkowy sen zapomnianego rytuału, przylegający do żeber długo po ostatnim przełknięciu. Sama dżungla wydaje się wstrzymywać oddech, gdy odkrywcy, intruzi, którzy wierzą, że rozumieją ciężar przeszłości, kierują swoje skąpane w słońcu serce w stronę źródła zapachu. W powietrzu unosi się ciężkie, tłuste, złote westchnienie, które wije się przez liście - które, nieufne wobec wtargnięcia, szepczą nie o tajemnicach, ale o ostrzeżeniach z zakurzonych kart historii, sugerując nieznane rozdziały, których ci intruzi nigdy nie mieli być częścią. Nad głowami unosi się złoty kondor, którego skrzydła ocierają się o tę odurzającą pozostałość; on również unosi się w marzeniach o podążaniu ścieżką zachodzącego słońca.
Annacamento od Toskovat to zapach, którego nuty trudno mi wyodrębnić, ale ogólna kreacja rezonuje z każdym włóknem mojej istoty. Jak mogłoby być inaczej, skoro melancholijna poezja jego opisu odnosi się do dziecka widzącego morze po raz pierwszy... a może dorosłego widzącego je po raz ostatni, i spostrzeżenia, że "jeśli spojrzysz wstecz na to piękno, najprawdopodobniej już je straciłeś". Ten sentyment przypomina mi inny podobny, który uwielbiam, przywołując ulotną czystość chwili, w której narrator Muriel Barbery's The Elegance of the Hedgehog stwierdza: "Piękno polega na własnym przemijaniu, tak jak po nie sięgamy". Lista składników zawiera elementy cytrusowe w postaci owoców i ziół oraz garść produktów piekarniczych, obok różnych gatunków drewna i roślin morskich - a ogólne wrażenie jest słabe, smutna słodycz, która jest również w jakiś sposób... nie do końca świeża i nie do końca czysta, ale jakaś tajemnicza trzecia rzecz, która w jakiś sposób przylega. To słodko-gorzkie marzenie, które kiedyś miałeś, siedząc nad oceanem i jedząc małe, zimne danie z lodami, gdy niebo pociemniało do szarego z obietnicą deszczu na horyzoncie. Podczas przypływu zdajesz sobie sprawę, że wilgoć na twoich policzkach nie jest solanką słonego morskiego sprayu, ale smugami wysychających łez, chociaż nie miałeś pojęcia, że płaczesz i dlaczego mogło tak być.
Neroli Ad Astra od Pierre Guillaume Paris to galaktyczny striptiz w wykonaniu olśniewającego spektaklu promiennych holograficznych istot. Otwarcie to wybuch musującej gruszki, owocowego, ekstrawaganckiego musowania fontanny szampana w zerowej grawitacji. Następnie do akcji wkracza zapierająca dech w piersiach neroli, bogata, mocna i kusząco chłodna, niczym połysk kryształków lodu na srebrzystych skafandrach kosmicznych odbijających blask odległego słońca. Zielony aksamit w rękawiczkach pasie się ziołowym, różanym geranium, nieśmiałym spojrzeniem na bogatą kwiatową słodycz jaśminu i niskim kosmicznym szumem miękkiego, głębokiego piżma, zakotwiczając zapach, nawet gdy sięga do gwiazd, niebiańskiego burleski wśród migoczącej przestrzeni wieczności.