fragrances
recenzji
Mój zapach charakterystyczny
310 recenzji
Postać w kapturze obserwująca z cienia, ale cienia czego, i dlaczego w miejscu, gdzie cień nie powinien istnieć? Podstępna inwazja, myląca juxtapozycja, rzecz znaleziona w niewłaściwym miejscu. Poruszenie rzeczy, które lepiej pozostawić w spokoju. Żywiczny musk orchidei, dziki, balmy, gnijąca wilgotność ziemi. Mleczny mrok, jakby patrzeć przez oczy umarłych. Miodowe przyprawy częściowo zakopane, cynamon-kardamon, ekshumacja odroczona, ziemia jest niewłaściwa, terror w terroirze. Nieskończona i ohydna niewiadoma, cielesny efuzjon dziwności i osobliwości, reinterpretowany jako niezbyt zły zapach. Właściwie, całkiem uroczy.
Myrrh Shadow 403 pachnie jak sygnaturowy smak lodów Stróża Krypt, niewytłumaczalna kombinacja kwaśnych, medycznych proszków i żywicznej, łagodzącej słodyczy. Aptekarskie lody serwowane w zakurzonych salonach, gdzie delikatnie przyprawiony syrop cola był podawany przez szkieletowe ręce, gorzko-słodkie staroświeckie remedia wydawane, ironicznie, w zakurzonej grobie wyłożonej kruszejącymi marmurowymi półkami i butelkami leków pokrytymi pajęczynami, kamienne ściany nasycone balsamiczną fantasmagorią wiekowych kadzideł. W pewnym sensie przypomina szeptający dym i tajemnicze zasłony Annick Goutal Myrrh Ardente - z tą różnicą, że Myrrh Shadow 403 wyszedł z zamrażarki bardziej kremowy, słodszy, zimniejszy: mistyczne żywice drzewne zamienione w północne, upiorne lody.
Incense Rori przypomina budowanie ołtarza w świątyni snów - nie dlatego, że pachnie jak którakolwiek z tych rzeczy z osobna, ale tak, jak ktoś w śnie może być twoją matką, nawet jeśli wcale nie przypomina jej, złota balsamiczna drzewność przywołuje orzech włoski, morwę i różane drewno; kremowa, delikatna przyprawa sugeruje ubite miód z kwiatu pomarańczy, sandałowe attar z nagietkiem, atrament perfumowany goździkami, miodem i piżmem. Nałożony przed snem i wciąż szepczący następnego popołudnia, staje się nocnym rytuałem inkubacji snów, na tyle cenny, by uzasadnić swoją cenę nie tylko na specjalne okazje, ale dlatego, że sen sam w sobie jest specjalną okazją, potężnym panteonem snów zasługującym na własne święte przygotowania.
Czy coś niewypowiedzianego może być również idealnym platonem? Kwiaty cienkie jak papier zawieszone w bladych wieczornych światłach; sny pszczół o nieskończonym krążeniu wokół niewidzialnych źródeł nektaru, rozwijająca się zieleń wczesnej wiosny dotknięta najdelikatniejszym oddechem miodu, płatki tak delikatne i dokładnie takie, jak powinien pachnieć lipa, że można tylko wskazać i powiedzieć "tam, to." To wszystko, czym powinno być, i tylko to.
Armani Privé Bois d'Encens: Pieprzny zlepek kamieni, gdzie kiedyś paliło się kadzidło lub może jeszcze się pali, korzenie wetiweru pijące ducha niepalonego dymu, deski cedrowe zniszczone przez ceremonie, które nie pozostawiły popiołu, krzemień gotowy, podpałka ułożona, przestrzeń między intencją a płomieniem, gdzie ostatni gorzki oddech jesieni spotyka sterylną obietnicę zimy, surowe echa skrzypiące w wysokich przestrzeniach, które nie znają ani ciepła, ani chłodu, zakurzona światłość filtrowana przez puste okna, świeża w sposób, w jaki poranny powietrze smakuje ostro i kwaśnie, zanim słońce złagodzi swoje krawędzie, potencjał kadzidła unoszący się jak modlitwa nigdy nie wypowiedziana na głos.
Choć na pierwszy rzut oka może to nie być od razu oczywiste, to jednak fotografia Todda Hido przychodzi mi na myśl, gdy czuję ten zapach - atmosfera zwykłych przestrzeni, które zrzucają swoje dzienne przeznaczenie, aby stać się miejscami progu, pauza w czasie między byciem a niebytem, rzecz ani w pełni obecna, ani nieobecna.
Figa pojawiająca się jako szybki szkic ołówkiem, półwymazana; unoszące się chmury waniliowych kwiatów rozpuszczające się w majowych wietrzykach; miękkie muśki prania w bawełnianych koszulkach noszonych na przetarcie od setki delikatnych cykli; duch zeszłorocznego jaśminu splątujący się w kratownicy snów; cyjanowe polaroidy z basenu, filtrowane przez chlor i wyblakłe.
Anemiczna róża otrzymująca transfuzję z kanapy omdlewającej.
Słodka trawa zmiażdżona pod wijącymi się palcami grzebiącymi w miodowej ziemi, gliniasty zielony zapach budzącego się oddechu wiosny, Neko Case śpiewająca "może wróbel" żałośnie o świcie w złotym ziarnie opadającego światła, doliny dzikich kwiatów pulsujące powoli z mchem, wypolerowana rosa perłowa, nasączony słońcem syrop zawieszony na rozwijających się paprociach.
Cedrowa soda z jałowcowymi bittersami. Woda czerpana z wapiennego studni otoczonej dziką różą i jeżynami, gąszczem i kolcami. Napowietrzone kawałki lodu, które łamią się między zębami trzonowymi. Pojedynczy szyszka cyprysowa zmiażdżona między palcami. Popiół papierosa, który nigdy nie trafił do popielniczki. Pierścień kondensacji pozostawiony na drewnie, który nigdy całkowicie nie zniknie. Zimne metalowe klucze przyciśnięte do ciepłych warg. Ostry wdech, gdy kosmiczne akordy arpeggiów harfy Alice Coltrane rozprzestrzeniają się w przestrzeni, zawieszając czas. Poranne niebo jak zasłona kwarcu; trochę światła, wystarczająco, aby widzieć.
To zapach, który przypomina mi o znalezieniu idealnego vintage'owego zestawu toaletki na wyprzedaży majątkowej—nieskazitelne kryształowe butelki i szczotki z srebrnym wykończeniem ułożone w odpowiedni sposób—ale gdy zbliżasz się bliżej, zauważasz, że ktoś wyrył w lustrze ostry jak brzytwa komentarz krytyka. To nie jest dokładnie wandalizm, ale celowy kontrapunkt do całego tego blasku.
Zachowuje się z nieskazitelną gracją, ale omija przyjazną miękkość, której często oczekujemy od klasycznej perfumerii. Intensywnie ostry, suchy i zielony, z ziemistą, korzenną pudrowością, która wydaje się wyciągnięta z jakichś podziemnych tajemnic ogrodu. Jest w nim kwaśna zieleń, która przypomina mi o natknięciu się na wers z wiersza Margaret Atwood lub tekstu Patti Smith wyrytego w nieskazitelnych płytkach łazienkowych - zestawienie wydaje się absurdalne, biorąc pod uwagę, że mówimy o perfumach Chanel, ale właśnie tak się czuję. Obok tego biegnie to, co mogę opisać tylko jako skórzasto, trawiastą drzewność, która sprawia, że myślę o drogich butach idących z determinacją przez dzikie ogrody.
Ten kwaśny metaliczny posmak i gorzka efervescencja wydają mi się niewątpliwie vintage, chociaż nie potrafiłbym dokładnie powiedzieć dlaczego. Ale to, co wciąż przyciąga mnie z powrotem, to nie tylko ta cecha—chodzi o to, jak zapach zdaje się podważać swoją własną wyrafinowaną elegancję tym, co mogę nazwać punkowym funkowym akcentem. Jak biżuteria kostiumowa, która przetrwała swojego pierwotnego właściciela—lekko zmatowiała, niewiarygodnie elegancka, niosąca ze sobą to, co wydaje się dekadami historii. Zapach istnieje w tym, co doświadczam jako rodzaj ponurej luminescencji, jak światło słoneczne filtrujące przez brudne witraże na marmurowe podłogi—zarówno surowe, jak i boleśnie delikatne jednocześnie. Zmienia się na skórze przez cały dzień, odsłaniając aspekty, które pojawiają się i znikają jak starannie strzeżone tajemnice. Czasami dostrzegam mchy pokryte kamienne schody prowadzące do ogrodu, gdzie rośnie wszystko, co użyteczne—zioła lecznicze, a nie dekoracyjne kwiaty. Innym razem przekształca się w coś mineralnego i chłodnego, jak przesuwanie palców po marmurze, który siedział w cieniu. Najbardziej fascynujące momenty przychodzą, gdy ciepło przebija się przez całą tę zieleń—nie złote ciepło, ale coś bardziej przypominającego sygnaturę cieplną intelektualnego zapału, temperaturę myśli biegnących zbyt szybko i głęboko, by dzielić się nimi swobodnie.
Przy pierwszym użyciu pomyliłem ten zapach z zagadką, której nie mogłem pogodzić—ostry, a jednocześnie pudrowy, nie mogłem tego zrozumieć. Z czasem zrozumiałem go jako tajną historię celowej sprzeczności i precyzyjnej nonkonformizmu—chrupiący, klarowny, nieprzejednany, a jednocześnie niezaprzeczalnie intymny. Vintage'owy zestaw toaletki nie jest tylko piękny; należał do kogoś, kto wyrył swoje myśli na powierzchniach, które nigdy nie miały być oznaczone. Metaliczny posmak pachnie jak koniec mosiężnego pióra, które podpisało wyroki i villanelles z równą powagą. Kiedy teraz noszę No. 19, już nie szukam rozwiązania dla jego zagadki—po prostu doceniam klarowność jego pytania.