Nie wierzę ani przez chwilę, że to tylko labdanum. Jak powiedziała wcześniejsza recenzja, ma dużo cashmeranu, który jest dla mnie dominującą nutą. To cienki i przenikliwy syntetyczny zapach, jak wszystko z tego domu, prawdopodobnie używający najtańszych możliwych składników (i czemu nie). Jeśli chodzi o kreacje Bisch, jest to na noszalnej stronie, chociaż zgadzam się z wcześniej wspomnianym recenzentem, że staje się irytujący, ponieważ jest całkowicie liniowy i brakuje mu jakiegokolwiek haczyka czy uroku. To nie do końca perfumy, bardziej jak jeden z zapachów molekularnych (konkretnie 05 Cashmeran, ale mniej odpychający).
Attaquer le Soleil skrada się do ciebie. Jest w nim coś niepokojącego: enigmatyczna, gotycka atmosfera, która jest zarówno groźna, jak i kusząca, i sprawia, że wracam po więcej. Widziałem, jak ktoś inny opisał go jako "liminalny", co wydaje się trafne: wyobraź sobie niepokojący sen, w którym masz zamiar odkryć coś tajemniczego i niebezpiecznego. Mroczne, iglasto-drzewne otwarcie przenosi mnie do arystokratycznego alpejskiego domku otoczonego czarnymi drzewami. Budzę się sam w nocy. Przywołany jakimś niejasnym przeczuciem przyjemności, wyruszam na eksplorację zimnego, oświetlonego świecami korytarza, którego ściany wyłożone są polerowanym hebanem, aż natrafiam na przyciemniony gabinet - gabinet osobliwości wypełniony oprawionymi w skórę książkami, dziwnymi owadami zamkniętymi w bursztynie i egzotycznymi urządzeniami o nieznanym przeznaczeniu. Na biurku leży masywny antyczny tom ze złoconymi brzegami, nieprzeznaczony dla moich oczu. Czy to obsceniczna pornografia, okultystyczna księga zaklęć, czy dziennik potwornych zbrodni? Mój nos wypełnia odurzający zapach żywicznego kadzidła, gdy narasta strach, podcięty słabą, pudrową goryczką (kamfora?). Czy słyszę kroki w korytarzu? Próbuję przyjrzeć się bliżej zakazanej księdze, rzucając okiem na ilustracje powykręcanych ciał, ale ktoś (lub coś) się zbliża. Odwracam się... i budzę. (Wszystko to jest być może bardziej uwodzicielskie niż się wydaje.) Co ciekawe, jedyną nutą wymienioną w tym zapachu jest labdanum - podobno było to wyzwanie, które postawił sobie perfumiarz Quentin Bisch, aby stworzyć coś skupiającego się wyłącznie na nucie/materiale, którego nie lubi. Nie mam szczegółowego pojęcia, jak powinno pachnieć labdanum, poza tym, że jest to słodka, piżmowa żywica często używana w kadzidle - kojarzy mi się z charakterystyczną dla CDG bazą czystego kadzidła (używaną w CDG Original, Blackpepper i wielu innych), którą czasami uważam za mydlaną lub pudrową. Jestem pewien, że w Attaquer le Soleil dzieje się wiele rzeczy innych niż czysta żywica cystusowa, ale naprawdę podoba mi się to, jak wydaje się wyciągać tak wiele różnych aspektów materiału: jest trochę dymny i drzewny, trochę czysty i pudrowy, trochę piżmowy i zwierzęcy (pachnie bardzo ucieleśniony, jak skóra), bardzo żywiczny w słodki, otaczający sposób, ale jednocześnie zimny i lekko gorzki. To właśnie ta interakcja sprawia, że ciągle się nim obwąchuję! Niektórzy pisali, że jest zbyt noszalny jak na perfumy Sadean, ale ja uważam, że jest w nim coś nieco perwersyjnego, choć wcale nie wkracza w zapachy, które są jawnie odpychające. To naprawdę doskonały zapach na zimę, szczególnie dla miłośników drzewnych, skórzastych zapachów kadzidlanych lub każdego, kto chce kadzidła innego niż kościelne (jest zdecydowanie nieświęte). Nawiasem mówiąc, po raz pierwszy spróbowałem tego zapachu tuż przed wypróbowaniem Świętej Góry Apoteker Tepe i mają one wiele podobieństw: oba są iglasto-drzewne przy pierwszym powąchaniu, po czym przechodzą w kadzidlano-bursztynowy finisz. Ten drugi początkowo zrobił większe wrażenie - jest bardziej efektowny, z ogromnym dymnym otwarciem i wspaniałym złotym wysuszeniem - ale Attaquer le Soleil naprawdę na mnie wyrósł. Jest subtelnie mroczny i dziwny w bardzo uzależniający (ale nie przytłaczający) sposób, który sprawił, że stał się jednym z moich najczęściej noszonych zapachów na zimną pogodę, szybko stając się ogólnym ulubieńcem. Umiarkowana projekcja i dobra trwałość.
To jeden z najbardziej oszałamiających, doskonale zrealizowanych i niezmienionych zapachów labdanum, jakie kiedykolwiek wąchałem. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby był ostrzejszy, surowszy i mniej zrównoważony, ale Marquis de Sade oddaje każdą fację kadzidła i żywicy, od jasnej świeżości kadzidła frankońskiego po ciepło suchego benzoesu i pikantną gęstość balsamu tolu, a jednocześnie ma swoją własną jakość. Labdanum to mój ulubiony składnik w perfumerii z dobrego powodu i jest wystarczająco złożone, aby być gwiazdą w perfumach. Jedyną rzeczą, która powstrzymuje mnie przed natychmiastowym zakupem, bez wahania, jest wydajność lub jej brak. Labdanum to notoryczny katalizator, zaprojektowany do użycia w kompozycji i mimo że pachnie niebiańsko, jest jak większość żywic, które są ciężkie i luksusowe, ale to trochę iluzja, ponieważ szybko blakną. Nie jestem też pewien, czy to jest wystarczająco surowe lub odważne, aby nosić nazwę Marquis de Sade. Nie jestem osobą, która narzeka na wydajność, ale zniknięcie po dwóch godzinach nie jest wystarczające ani warte pieniędzy, chociaż tak bardzo kocham ten zapach, że mogę to w przyszłości przemyśleć.
Aby dodać do mojej już entuzjastycznej recenzji poniżej, spróbowałem tego ponownie kilka dni temu, ponieważ miałem dyskusję z innym miłośnikiem labdanum w sieci. Właściwie starałem się nieco stłumić moją miłość do niego, być może dlatego, że pamięć o próbie nie była zbyt świeża, a miałem nadzieję, że wydajność będzie lepsza. Jednak wszystkie te obawy zostały rozwiane, ponieważ to fantastyczny zapach, który tym razem utrzymał się bardzo dobrze, a moim jedynym drobnym zastrzeżeniem wcześniej była wydajność, ponieważ zapach jest moim wyobrażeniem nieba. Szkoda, że jest wyprzedany u sprzedawcy, który miał go w najlepszej cenie, ponieważ jestem z niego zachwycony i potrzebuję go w swoim życiu.