Gęsta, słodka mirra. Kawałki Shalimar w stylu vintage, ułożone na przewiewnej cytrynowej bezie. Bogactwo, jakie kiedyś było i pachniało. Bengale Rouge jest dzieckiem przeszłości z ukłonem w przyszłość i stanowi poważną konkurencję dla mojej ukochanej Salome! Gwiazdą jest mirra. Gęsta, ciągnąca się, roztopiona, szklista mirra, jakiej rzadko się spotyka. Nie dymna, kadzidlana, ale raczej pocieszająca i przywołująca na myśl La Belle Époque. Zwiewny, ale bogaty, podany na srebrnej tacy z najlepszymi miodowymi płatkami róży, ciemną ponurą bergamotką i cytrynową bezą, która nieuchronnie przypomina vintage Shalimar parfum około 1940 roku. Jest też srebrny promień świeżości, który przypomina lawendę używaną w Jicky, chociaż mogę to sobie tylko wyobrazić. Wanilia przyjmuje bardziej dymne podejście, przypominające rum, ale nigdy nie jest mdłe ani chorobliwie słodkie. Nie ma ani śladu gourmandise, jest tylko jego drażniąca nuta, ale nigdy się nie materializuje. I jak każde perfumy, które pachną jak prawdziwe perfumy, wrodzone ciepło, które promieniuje i pulsuje ze skóry. W Civet wyczuwalna jest zastrzeżona przez Liz mieszanka piżma, lekka nuta słoności (być może prawdziwej ambry) i delikatna kremowość drzewa sandałowego, która przypomina maślany i słony zapach prawdziwego i dawno minionego indyjskiego Mysore. Wrażenie otulającego mchu dębowego z dawnych czasów przebija się, ale nigdy nie kradnie show, po pierwsze ze względu na ograniczone ilości dozwolone dzisiaj, a po drugie dlatego, że to nie jest jego show. Jeśli Salome była ponurą, czerwonokrwistą uwodzicielką, to Bengale Rouge jest jej (jego) młodszym ja; naiwnym, zmysłowym, inteligentnym. Zabawny i przyjazny, tak jak inspiracja dla perfum: miękkość i ciepło kota bengalskiego. Liz dała nam wspaniałą kreację, którą byłam gotowa polubić, ale ostatecznie pokochałam. Cudownie trwały, ale nigdy nie nachalny; zamiast tego mieni się na skórze przez wiele godzin, delikatnie pachnąc tobą i tymi, którzy są blisko ciebie. Nie mógłbym być bardziej podekscytowany tym, co będzie dalej, chociaż moim następnym przystankiem będzie hipnotyzująca i silnie zielona królowa galbanum, którą jest Dryad!
Mam teraz dość wyczerpujący reżim obowiązków recenzenta, ale nigdy nie odrzuciłbym Fragrantica na rzecz innych platform. Czasami używam tej samej recenzji tutaj, co gdzie indziej, a czasami staram się znaleźć nowe rzeczy do powiedzenia. W przypadku Bengale Rouge nie jest to trudne, ponieważ ta kompozycja jest niesamowicie genialna. Liz Moores znów to zrobiła, używając przytulnego futra swojej bengalskiej kotki jako inspiracji do tego perfumu. Wyobraź sobie wszystkie najbardziej luksusowe rzeczy, które mógłbyś włożyć do perfum? Najlepsze z orientalnych i chypre'owych propozycji, nawiązania do fantastycznych vintage perfum i materiałów, które sprawiają, że wydajesz głośny, zadowolony westchnienie? Tak, właśnie wyobraziłeś sobie Bengale Rouge. Jest miękki i zmysłowy, ale z ukrytą mocą, a oto jak się rozwija. Dla mnie otwarcie pachnie intensywnie cytrusami (może bergamotką lub cytryną?), wanilią, benzoesem i mnóstwem labdanum, jest prawie surowszy i bardziej indywidualny niż gładkie Guerlain, z którymi jest porównywany, i na początku trochę mnie to zastanawiało... czy to naprawdę tak wyrafinowane? Obawy ustępują, gdy serce róży, ziemiste i medyczne elementy mirry i mchu dębowego łagodzą słodycz w gładką dominującą nutę sandałowca, a także tonkę/kumarynę w bazie. To inspirująca rzecz, która ożywia klasyczne gatunki z wyraźnymi nawiązaniami do Jicky i Shalimar, Coty Emaraude, ale także Chanel Egoiste i Bois des Iles, jednocześnie mając więcej indywidualności. Uwielbiam to... To magia!
Bengale Rouge jest przykładem imponującej pomysłowości i talentu Liz Moores jako perfumiarza-samouka. Inspiracją dla tego zapachu jest zapach jej kota bengalskiego, którego ciepłe, puszyste futro jest często nasycone stłumionym koktajlem wielu perfum Liz, które ścierają się podczas przytulania. Chociaż jest to dość niszowy i naciągany pomysł, jest w nim coś zdrowego. Jest to zapach mirry na wskroś, jeśli nie lubisz mirry, to nawet nie zawracaj sobie tym głowy. Mirra jest intensywnie sucha, gruba, gęsta i gumowata, jak żująca, pikantna ściana i ciepło uzupełnione ostrością róży. Całość pięknie równoważy gładka baza orris, drewna i wanilii. Fragrantica wymienia miód, ale nie jest to jedna z oficjalnych nut - ale rozumiem, skąd pochodzi. Zdecydowanie ma siarczysty, miodowy efekt. To z pewnością najlepszy zapach mirry, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia, jest niesamowicie przytulny i pocieszający. Zdecydowanie wart sprawdzenia i z pewnością jeden z najlepszych z domu, to dla mnie must have.