Uwielbiam większość wcieleń mirry i to jest naprawdę niezłe. Jej słodko-gorzki, leczniczy charakter łagodzi tonka, a ziemistą słodycz tonki niweluje aromatyczna, ziołowa rześkość lawendy. Wyczuwalna jest nuta dymu i cierpkości, która przywodzi na myśl płonący, poczerniały bursztyn, a mimo to jest to bardzo chłodny zapach i w ogóle nie czuję od niego ciepła. Przywodzi mi na myśl niestety wycofany Sonoma Scent Studio Ambre Noir, zapach, który mocno łączy się z dymnym bursztynem, więc może byłby to możliwy, choć mniej ekstremalny, duplikat.
Nie mogę się oprzeć myśleniu, że to odpowiedź Jo Malone na Fevé Delicieuse, ale kiedy w końcu poczułem ten zapach, zrozumiałem, że to nie jest klasyka z fasolą tonka. Otwiera się obietnicą głębi i tej migdałowej, waniliowej dobroci z ostrą, gęstą, słodką harmonią gourmand. Mówię to, ale mimo wszystko jest to nieco rozczarowujące otwarcie. Lubię tonkę, gdy jest ciemniejsza i bardziej gorzka, prawie z nutami kawy, ale ta skłania się bardziej ku lekko wywołującemu ból głowy akordowi waniliowo żywicznemu. Również, dla mnie nie jest to zbyt uniseksowe, bardziej skłania się ku kobiecemu, nawet dla doświadczonego miłośnika zapachów, który praktycznie założy wszystko. Nie ma śladu mirry, którą obiecano, gdy to się osadza, kiedy po raz pierwszy powąchałem otwarcie, skomentowałem do SA: "huh? To kolejny zapach Jo Malone, dwunotowy, który nie pachnie szczególnie żadną z nut." To w zasadzie cała historia. Otwarcie ma w sobie coś balsamicznego, to bez wątpienia, i ma odczucie bursztynu, ale w miarę jak się rozwija, staje się bardziej jak drzewo sandałowe i po prostu mnóstwo wanilii z odrobiną kobiecych przypraw. Bardzo szybko przestaje być zapachem gourmand i brakuje mu jedzeniowych, naturalnych tonów Diora. Może to chemikalia zapachowe użyte do zabarwienia tego akordu waniliowo-tonkowego czymś przypominającym 'mirrę', ale w miarę jak się osusza, pachnie to trochę tanio. Nie nienawidzę tego dokładnie, ale nie sprawia mi to przyjemności. Myślę, że z większą ilością elementów dodanych i czymś, co sprawiłoby, że 'wystrzeli' to po prostu smutno brakuje tutaj. Bardzo głęboki dry down po 5 lub 6 godzinach przekształca się w coś bardziej przypominającego tonkę i naprawdę miły kremowy zapach bursztynu na skórze, który trochę mnie przekonał. To dlatego, że mogłem poczuć trochę więcej tła, które jest w jakiś sposób maskowane przez czystszy akord waniliowo-migdałowy, ale to naprawdę nie wystarczyło, by uratować ten zapach, za mało, za późno. Wydajność nie jest zła i gdy jest aplikowany obficie (jak ja to zrobiłem), projekcja jest całkiem imponująca przez pierwsze kilka godzin, niestety nie sprawia mi to przyjemności, ale niewątpliwie było to obecne w intensywnej chmurze. Nie ma porównania z ostatnimi wydaniami tonki, ale warto powąchać, chociaż zupełnie nie w moim guście. O, a dla osoby, która myśli, że to pachnie jak Z&V This is Him, mogę prawie zrozumieć, skąd pochodzisz, coś w mirrze i tonce, rzeczywiście daje odczucie drzewa sandałowego. Jednak to tam kończą się krótkie podobieństwa, a Z&V jest zdecydowanie lepsze pod względem zapachu, nie ma konkurencji.

Uwielbiam to.