Ma Liberté! Żywe pola lawendy, fioletowe kwiaty nasycone pikantną słodyczą anyżu i aksamitną tajemnicą heliotropu. Miękka jak piórko infuzja wanilii, ze skórzastymi i zwierzęcymi tonami, wzbogacona o otulające skórę piżmo, zmiękcza i ożywia kompozycję, czyniąc ją uwodzicielską i elektryzującą. Jean Kerleo z pewnością odcisnął swoje piętno w domu Jean Patou, a Ma Liberté jest jednym z jego ostatnich dzieł przed odejściem z Versailles Osmotheque. Ma Liberté, który był wówczas uważany za gorszy Patou, a któremu czas nadał należny mu status arcydzieła, zaczyna się od bardzo prawdziwej i żywej lawendy. Lekko ziołowy i leczniczy, ale ze słodkim aspektem "fiołkowych cukierków", który jest zrównoważony pikantnością. Podczas gdy mój nos mówi mi, że anyż i heliotrop są owinięte wokół, efekt jest jak wąchanie świeżo butelkowanego fougère! Żywy, energetyzujący i orzeźwiający. Tonik dla zmysłów! Lawenda nigdy tak naprawdę nie znika, ale powoli przechodzi w bogatą waniliową nalewkę z pikantną gałką muszkatołową i goździkami, które idealnie komponują się z ciepłym i lekko brudnym piżmem. Cały efekt, podobnie jak we wszystkich Patous, to bogate nalewki i napary, w których dodawane są najlepsze nuty. Ciężkie nuty bazowe nie odbierają lekkości nutom lżejszym, ale tworzą kręgosłup, w którym reszta nut może się zakotwiczyć. W pewnym sensie Ma Liberté pachnie uniwersalnie, bezpłciowo i ponadczasowo, choć z łatwością dostrzegam w nim kreację z lat 70. Może dlatego nigdy się nie przyjął. I podczas modernizacji Moment Supreme, musiał zostać reinkarnowany po raz trzeci, Pour Homme Privee, aby wystartować i uczynić ten ostatni bardzo poszukiwanym (i drogim) jednorożcem. Podczas gdy flakony Ma Liberté nadal obfitują na rynku wtórnym, większość z nich jest nadal zapieczętowana i w bardzo dobrych cenach. Podobnie jak w przypadku wszystkich Patous, jakość jest poza listą przebojów, a zapieczętowane butelki błyszczą jak świeżo zabutelkowane. Zapach jest promienny, a trwałość nawet w formie edt jest niezwykła. Perfumy Jean Patou wyprodukowane przed sprzedażą domu P&G to arcydzieło, inwestycja, ale przede wszystkim podróż do czasów, gdy jakość była siłą napędową, marketing był odległym terminem, a Patou był tam z Guerlain, Caron i Lanvin. Nawet lepszy od nich, a to już coś mówi! Dla tych, którzy tęsknią za Patou pour Homme Privee, a nawet bardziej nieuchwytnym Patou pour Homme, Ma Liberté jest bardzo godną alternatywą. Chociaż nie jest to klon, zwiastuje tę samą jakość i wiele cech węchowych, które sprawiają, że wyróżnia się wśród perfum vintage. Po raz kolejny solidne 10/10! Recenzja oparta na 200 ml edt z 1987 roku.
A Men Pure Lavender