Pachnie jak Amazinggreen, ogólny roślinny zapach, ledwo wyczuwalna ziemistość, a więc brak buraka. To bardziej przypomina zupę marchewkową. Nie jest zły, ale nie jest interesujący. Już mam Amazinggreen (też bardzo grzeczny i prawie mdły), więc z pewnością nie potrzebuję obu.
CdG dostarcza swojego charakterystycznego nowoczesnego stylu i atmosfery nasyconej kadzidłem, przeplatanej świeżymi pomysłami. Różowy pieprz i imbir w otwarciu nadają ostry, pikantny, niemal kwaśny słodycz. Akord kadzidła jest zarówno musujący dzięki olibanum, jak i gęsty oraz ugruntowany dzięki labdanum. Następnie pojawia się to przywołanie buraka, rodzaj ziemistego wątku, prawdopodobnie stworzonego dzięki starannemu dozowaniu kresoli lub geosminy, lub materiału typu paczuli, fascynujący efekt. To, co uwielbiam, to fakt, że nie jest to najłatwiejszy zapach do noszenia, zapewnia pewien opór, a nawet wyzwanie w niektórych momentach, a mimo że natychmiast zaspokaja fanów tego rodzaju perfumerii (którym naprawdę jestem), wciąż ewoluuje w trakcie noszenia. Uważałem, że to musi być dla mnie, biorąc pod uwagę, jak bardzo kocham tę markę i ideę akordu buraczanego.
Comme des Garcons Rouge to dziwny i zaskakujący zapach, zupełnie nie tego spodziewałam się po tym błyszczącym, wiśniowo-czerwonym flakonie. Zamiast tego przypomina mi dzieło sztuki autorstwa wspaniałej i ekstrawaganckiej argentyńskiej malarki Leonor Fini. W Les Sorcieres obserwujemy pięć oszalałych czarownic rojących się i szybujących na swoich miotłach przez wirujące krwistoczerwone niebo. Ten zapach odzwierciedla te gorączkowe doznania zwiewnego, oszałamiającego zawrotu głowy i łączy je z ziemistą ziemistością, jak zioła, liście i rzeczy świeżo wykopane z ogrodu. Rouge pachnie jak musujący krzew (winny napój, nie krzaczasta roślina. Ale także bez większości octu) rabarbaru i buraka, ognistego korzenia imbiru i kwiatowego różowego pieprzu. Kociołek czarownicy, który zwęża się do pięknego imbirowego kadzidła.