Eau Du Soir od Sisley zostały wydane w 1990 roku. Perfumiarzem tej kreacji jest Hubert d'Ornano, Isabelle d'Ornano, and Jeannine Mongin. Zawiera nuty głowy: Grejpfrut and Mandarynka Pomarańczowa, nuty serca: Goździk, Iris, Jaśmin, Jałowiec, Labdanum, Lilia Doliny, Oakmoss, Paczula, Pieprz, Róża, Syringa, and Ylang-Ylang, and nuty bazy: Bursztyn and Piżmo.
Klasa! To słowo obok elegancji najlepiej pasuje do Eau du Soir. Bomba z mchu, przynajmniej w starszych formułach, EdS zachował większość swojego piękna, ale złota nić wieku się zaciera. Krótko mówiąc, wybrałbym każdą butelkę sprzed 2012 roku. Porównanie różnych roczników. Czarny atomizer z 1990 roku, oryginalna czarna butelka. To jego najwspanialsza wersja! Oczywiste jest to, że dopiero co wprowadzono go na rynek, jest tu mnóstwo mchu dębowego. Bogate serce z róży i jaśminu, urzekająca zieloność z prawdopodobnie więcej niż odrobiną galbanum, miodowe ciepło syringi (tak jak w Knowing z pitosporum) i ostra jak brzytwa gorycz jałowca. Skojarzenia z pianką do golenia mile widziane. Drydown to ciemny mech, wetyweria i drzewo sandałowe, które nadają "Soir" znaczenie! Sillage i trwałość są tutaj zdumiewające. Okrągły spray do torebki z 2002 roku, wielokrotnego napełniania. Podobno była to pierwsza limitowana edycja (2001) przed kolorowymi butelkami, ale nie mam na to dowodów. Zapach jest praktycznie taki sam, ale jest mniejsza moc. Zachowuje się jak wersja edt. Nuty wydają się ostrzejsze, ale ogólnie nadal bardzo mi się podoba. Jasność i królewska elegancja, która krzyczy, gdy uderza w skórę, jest nie do pomylenia. Pokochałbym go bardziej, gdyby miał moc poprzednich wersji. Kolorowe flakony z limitowanej edycji 2004/2006. Tutaj Sisley zaczął niemal co roku modyfikować formułę, jakby chciał znaleźć sposób na dopasowanie się do IFRA i zapachu. Różne flakony, niektóre z mchem dębowym, niektóre z mchem drzewnym, niektóre z obydwoma lub bez żadnego, czują i pachną dysonansowo. EdS jest obecny, ale pachnie jak nieukończona wersja. Jest przenikliwy, ostry, kwiatowe serce pachnie słabo i ratuje go tylko charakterystyczny jałowcowy posmak. Mech dębowy zmienia się z roku na rok. Kolorowe flakony z limitowanej edycji 2008/2011. Wydaje się, że tutaj Sisley znalazł równowagę. Ogólnie pachnie lepiej niż przed laty, a zapach i moc powróciły. Jest więcej miodowo-kwiatowego charakteru niż wcześniej, galbanum wydaje się nieobecne, ale wytrawność przywraca charakterystyczny mrok z wczesnych butelek. Jest suchy, ale kremowy, ciepły, ale wciąż cuchnie tym charakterystycznym otwarciem, które przewija się przez całą ewolucję zapachu. Pachnie kompletnie i jest to moja ulubiona formuła po czarnych atomizerach. Od 2012 roku. I tutaj jest już z górki aż do dziś. Po wprowadzeniu surowszych ograniczeń Eau du Soir nadal zachowuje swój charakter, ale wydaje się obcy. Ostrzejszy niż kiedykolwiek, nie ma emocji. Kwiaty pachną zwiędłymi kwiatami, baza przypomina zwykłe białe piżmo i nie ma nic, co mogłoby zakotwiczyć go na skórze. Podobnie jak w przypadku Aromatics po 2016 roku, z których oba są bardzo rozpoznawalne, indywidualne i surowe, ciepło i serce zniknęły. Oba, łatwo przekształcone w charakterystyczne perfumy dla dynamicznych osobowości i nigdy nie zapomniane, z lojalnymi zwolennikami, pozostają takie dzięki lojalności ich zwolenników. Powąchaj je dzisiaj, a będą milion razy lepsze niż reszta perfum. Wąchając je po raz pierwszy, są oszałamiającymi potęgami wśród morza nicości. Ale powąchaj je po latach znajomości, a poczujesz zmianę. Nie będę kłamał, mam turkusowo-koralowy flakon z 2009 roku i dwa czarne z 1990 roku i jestem w pełni szczęśliwy. Gdybym nie miał okazji ich zdobyć, to i tak kupiłbym obecne, bo nawet jeśli są wciągnięte i podniesione, to nadal mają klasę, elegancję i pachną nieskończenie lepiej niż reszta perfum w domu towarowym. I niezależnie od reformulacji, jestem przekonany, że zrobiono je najlepiej jak się dało. Szkoda, że normą jest zniekształcanie perfum do samych kości. Niech żyje Eau du Soir.