Fleurs d'Oranger od Serge'a Lutensa ma w sobie wszystko to, co bujny, uroczy i promienny flakonik wody z kwiatów pomarańczy, aż do momentu, gdy dodaję go do zimnego napoju lub słodyczy, myśląc o tym, jak wyśmienicie będzie smakował, a potem zdaję sobie sprawę, że to dosłownie smakuje jak kęs perfum. Fleurs d'Oranger to ekstremalna wersja tej niefortunnej jaskółki, cała syropowata narkotyczna, letnia wilgoć, mięsisto-piżmowe kwiaty, balsamiczny miodowy jaśmin i tuberoza, wzmocnione gorzką, polaryzującą ostrością kminu. Uwielbiam zapach kwiatów pomarańczy i cieszę się tą interpretacją bardziej niż większością. Jest mocny, ciężki i hipnotyzujący, podczas gdy wiele innych ma lżejszą, nieco "czystą" aurę. Jestem prawie pewien, że cudownie przebiegła i charyzmatyczna Lady Sylvia Marsh, nieśmiertelna kapłanka starożytnego boga-węża w trippy horrorze Kena Russella z 1988 roku Lair of the White Worm, nosi dokładnie ten zapach i jak ona idzie o swoich dniach, serdecznie uwodząc i jedząc mężczyzn, wyglądając bajecznie i ciesząc się niesamowicie.
Zupełnie nie w moim guście. Dostałem próbkę i szczerze mówiąc, nawet nie spojrzałem na nazwę, ponieważ chciałem sprawdzić się w nutach... niewiele testu mogę powiedzieć. Pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła, był kwiat pomarańczy .... biały kwiat woskowej tuberozy, słodki jaśmin i atak białych kwiatów. Jeśli to uwielbiasz, to masz szczęście, ponieważ jest tu pod dostatkiem i myślę, że to połączenie jest dobre, ponieważ zapobiega nadmiernej słodyczy. Jednak dla mnie jest dość mydlany jak neroli / tuberoza lub inne białe kwiaty i chociaż kwiat pomarańczy jest widoczny, jest dla mnie zbyt kobiecy i po otwarciu nie ma nic innego do odkrycia. Trwałość i projekcja są niesamowicie dobre w tym zapachu, znalazłem rozpylanie niewielkiej ilości na moje punkty tętna i było to nieubłagane.
