fragrances
recenzji
Mój zapach charakterystyczny
307 recenzji
Ebene Fume z jego żarzącą się kakofonią majestatu zachodzącego słońca, pająkowatymi i kłującymi zębami nastrojowo-ognistego czarnego pieprzu oraz mistyczną dwuznacznością sosnowo-licerynowo-kamforowego klimatu palo santo jest bezczelnie pięknym zapachem, niebezpiecznie intensywnym i pochłaniającym wszystko. Dymna, królewska i przerażająca, tygrysia królowa, która podpaliła swoje królestwo, zamiast patrzeć na jego upadek, kadzidło płonęło na ołtarzu ochrony, przywołując mrocznych świętych z płonącymi mieczami. Desperackie, niebezpieczne modlitwy spełniane w cudowny i straszny sposób.
Spirit Lamp by DS& Durga Spirit Lamp to zapach, który przywołuje na myśl zapomniany zakątek ogrodu botanicznego obok autostrady, gdzie duch nieokiełznanej dziczy kwitnie, niekontrolowany i niespodziewanie w śliskiej kałuży nielegalnie zrzuconego oleju silnikowego. Początkowe wrażenie to gęsta, oleista zieleń jakiejś bagnistej, pierwotnej trzciny, zapach wymarłej przeszłości, która jest bliżej niż nam się często wydaje, jej korzenie zaplątane w ziemię, jej liście emanujące aksamitnym ziołowym piżmem. Ta zieleń nie jest świeża i orzeźwiająca; jest tłusta, gęsta, niemal dusząca. W miarę rozwoju zapachu pojawia się metaliczny posmak, zapach rdzy lub przypalonej miedzi, agresywnie rozgrzany Dodge Charger będący kontrapunktem dla błyszczącego, zielonego serca. To zapach, który przywołuje anachroniczne obrazy zapomnianych rytuałów i tajemnych praktyk, prawdziwy prehistoryczny Fast & Furious, żyjący swoim życiem ćwierć mili na raz gówno, silna mikstura warzona w kotle złomowiska i opuszczonego parkingu samochodowego w najciemniejszych zakamarkach natury.
Podczas gdy nuty wymienione dla Apocalypstick, fiołek, róża, mięta (wydawało mi się, że gdzieś widziałem makadamię?) brzmią jak przyjemna kombinacja, dla mnie te perfumy pachną jak wioska małych dzieci zarażonych ogromną złośliwością czystego zła. Ten mdły, kandyzowany kwiat nie tylko balansuje na granicy słodyczy i zgnilizny; to nie tylko figlarna, sacharynkowa niewinność maskująca złowrogi nurt zgnilizny. To natychmiastowy i przytłaczający atak złośliwie zatrutych śliwek cukrowych nadziewanych żyletkami, serwowanych przez lepkie palce i blade twarze z ostrymi zębami. Pozostaje na skórze jak toksyczne przeczucie, jak wieczna plama, nieusuwalne piętno wstrętu.
"Był rok 2081 i wszyscy wreszcie byli równi. Byli równi nie tylko wobec Boga i prawa. Byli równi pod każdym względem. Nikt nie był mądrzejszy od innych. Nikt nie wyglądał lepiej niż inni. Nikt nie był silniejszy ani szybszy niż ktokolwiek inny". Jakich perfum używali? Kurt Vonnegut Jr. w swoim satyrycznym, dystopijnym opowiadaniu science-fiction "Harrison Bergeron" nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale podejrzewam, że były to Them marki Neandertal, zapach sprowadzony do najbardziej minimalnego, okrojonego DNA. Radykalne ćwiczenie w prostocie, celowe wymazanie złożoności. To esencja, kompletna i całkowita nieobecność. Pustka, próżnia, nicość. Olfaktoryczny egalitaryzm we flakonie, w którym żadna nuta nie dominuje, żadna nie jest nawet wyczuwalna. Noś go nie po to, by coś powiedzieć, ale by poczuć zapach nieupiększonej równowagi - radykalną olfaktoryczną utopię, w której żadna nuta nie wybija się ponad inne, a każda aromatyczna ekspresja jest równie cicha.
Tell Me About The Forest (You Once Called Home) to jodła, świerk i jałowiec, które od razu przypadły mi do gustu. Mam ogromny sentyment do bajkowych leśnych zapachów, ale tak wiele z nich jest lepkich, jak bajkowy leśny syrop, do którego odmierza się łyżkę barową, aby uzyskać coś w rodzaju koktajlu Jasia i Małgosi. Ten zapach nie jest tak zdradliwy; jest... bardziej suchy? Może trochę gorzki. Mam wrażenie, że to trochę pustelnik-asceta z ostrym dowcipem i zamiłowaniem do ironii. Przypomina mi gęste, zaciemnione zarośla w sztuce Tin Can Forest o północy.
Dirty Amber to hymn królowej wojowniczek, warczenie bergamotki i jałowca, zęby obnażone przed świtem. Geranium, dzikie i posiniaczone, przylega do popękanej skórzanej zbroi, kadzidło, tlący się ołtarz dla zapomnianych bogów, wisi ciężko, cierpkie ugryzienie kory kasji jest szeptaną klątwą na jej wrogów. Miodowa syrenia pieśń Tonki o skradzionych przyjemnościach jest zamaskowana gorzką, wirującą mgłą labdanum i mirry. Cyprys i paczula, piżmo nieokiełznanych lasów, wiążą ją z ziemią, korzeniami sięgającymi głęboko w zapomniane kości imperiów. A potem wybucha serce burzy: skamieniały bursztyn, gardłowy ryk, plaga spalonego światła gwiazd uwięziona w złotym bogactwie spieczonych słońcem łez. Zapach rodu przesiąkniętego ogniem, wojenny krzyk odbijający się echem przez wieki, poległych potworów i zdobytych królestw. Dirty Amber to zapach bohaterki Frazetty, oczy płonące dzikim światłem tysiąca księżyców, ostrze w gardle przeznaczenia. To piękno, które krwawi, plami skórę, odciska piętno na kościach i zapisuje swoją historię w powietrzu, którym oddychasz.
Nie wszystkie obserwatoria zbudowane są ze stali i szkła. Niektóre są wyrzeźbione ze starożytnego drewna i mądrości, gdzie mechaniczne planety śledzą swoje ścieżki przez wieczny zmierzch pustynnych tajemnic. Tutaj, w rozrzedzonym górskim powietrzu, wzniesienie wyostrza zmysły: najpierw jasny kęs wysokości, potem sposób, w jaki przyprawy chwytają się za gardło jak odległe światło. Czas rozpływa się w ciemności. To, co zaczyna się jako kalkulacja - precyzyjna geometria delikatnego zapłonu pieprzu i surowych przekładni z drewna cedrowego - mięknie w coś cieplejszego, głębszego. Każdy niebiański model kieruje się do wewnątrz, odnajdując swoją prawdziwą północ w gorzkim kakao i wypalonym bursztynie. Mosiężne orbity krążą nad głowami pod kątem wieczności, podczas gdy kadzielnice wytyczają własne ścieżki poniżej, wciągając kosmiczny pył i kadzidło w nurt starej magii. W dymie i przyprawach tych cienistych układów, maszyneria nocy obraca się zawsze do wewnątrz.
Dzięki Relique d'Amour Orizy Legrand doświadczyłem jednego z moich ulubionych aspektów bycia pisarzem: napotykania nieoczekiwanych połączeń i zaskakujących synchronizacji w odniesieniu do rzeczy, którą próbuję napisać. Jeśli, powiedzmy, przygotowuję recenzję książki i zdarzy mi się obejrzeć film o podobnej tematyce. Albo jeśli składam esej w całość i słyszę nową piosenkę, która odbija się echem w moim wewnętrznym monologu. Jako osoba, dla której przekładanie pomysłów na słowa jest tak istotnym aspektem mojej tożsamości, te skrawki magii z wszechświata są dla mnie tak wyjątkowe. W każdym razie odkopałem próbkę Relique d'Amour Orizy Legrand zza półki z książkami i podczas rozważania jej tajemnic natknąłem się na artykuł redakcyjny Vogue Hong Kong z marca 2022 roku z pięknym klimatem Joanny d'Arc, a te zdjęcia są idealnym wizualnym odzwierciedleniem tego zapachu. Relique d'Amour to wzniosłe, prześwitujące kadzidło, cząsteczki duchów cytrynowo-drzewnej mirry, zachowane w relikwiarzu z gorzkiego, kruchego kwarcu. Bladobiała lilia niemożliwie wynurza się z krystalicznej głębi, a jej delikatna, zroszona przyprawa niesamowicie kontrastuje z ziemistym, dębowym mchem, który wyściela jej podstawę. To zapach przywołujący wizje boskości, niewysłowionego ukojenia wiary i świadomości, że nie musisz się bać. Jesteś do tego stworzony.
Rue St Honore od Ouai daje mi prawdziwie idylliczny wiosenny, owinięty glicynią cottagecore Crabtree & Evelyn Gunne Sax tradwife YouTube influencer wykorzystywany przez ich męża, faszyzującego podcastera z alt-right, ze względu na ich postrzeganą domowość, kobiecość i czystość. Czy to pole fiołków, stokrotek i piknikowych marzeń w gingham, czy też eskapistyczna pułapka nostalgii uzbrojona przez neonazistów? Może za dużo o tym myślę, ale jest coś w tym uroczym kwiatowo-ogrodowym zapachu, co wydaje mi się szalenie złe i głęboko niewygodne i sprawia, że rozpaczliwie swędzi mnie chęć zorganizowania dla kogoś interwencji.
Vanilla Vibes, miałeś jedno zadanie. Jak na zapach z wanilią w nazwie, szokująco brakuje jej w wykonaniu. Zamiast tego jest to nijaki zapach wodny, z kwaśnym, słonym aspektem morskim i najdelikatniejszym szeptem piaszczystego piżma. Nie lubię używać słowa "nudny", ponieważ jest to bardziej ocena niż opis, ale myślę, że w tym przypadku jest to całkowicie uzasadnione. Gdyby to była osoba, nie miałaby nawet twarzy. W rzeczywistości jest to ta sama osoba bez twarzy w 50-letnim kostiumie syreny w Weeki Watchee, ledwo zanurzona pod wodą i wykonująca okropną robotę zabawiania dzieci, a oni sami są tak znudzeni, że piszą SMS-y na swoich telefonach zamiast pływać, a jeśli przyjrzysz się uważnie, możesz zobaczyć ich palce u nóg wystające przez jedną z płetw. I wiesz co jeszcze? Nie pachną jak wanilia w