Liżesz cytrynowo-imbirowe lody, oglądając statek wikingów uroczyście spalony na smaganej wiatrem plaży.
Zioła ofiarne, takie jak mięta i arcydzięgiel, migoczą wśród złotych, żarzących się belek, które skrzypią i układają się w hipnotyzujące kształty.
Kadzidełka wiją się w żarze - jasne, ciepłe i bardzo tajemnicze.

Lekko kwasowy, kwiatowy, kadzidłowy, skórzano-zwierzęcy zapach, który w jakiś sposób przypomina, jakby ktoś wrzucił garść złotego pyłu w promień słońca. Podobno zainspirowany odcinkiem Doktora Who, ale zawsze wyobrażam sobie scenę z filmu Paul Schradera "Mishima", gdzie złoty pawilon nagle się otwiera, a z głośników wydobywa się eksplozja zachwycającej muzyki z partytury Philipa Glassa.