fragrances
recenzji
530 recenzji
Under My Skin to interpretacja tematu zwierzęcego przez Francescę, ale zaskakująco nie wydaje się być jej najbardziej zwierzęcym zapachem dla mojego nosa; jednak nazwa nawiązuje do idei, że jej rdzeń, ten zapach jest nadal czymś bardziej subtelnie ludzkim niż jawnie zwierzęcym. I cóż to za piękno. W moim odczuciu jest to niemal orientalny zapach skórzany - jak to często bywa w przypadku prac Bianchi, skóra i irys znajdują się na czele kompozycji, w dawce 15% żelaza, która zapewnia ten przytłaczająco suchy, maślany, pudrowy i lekko ziemisty efekt skórze, która z kolei jest mocno zagęszczona przez połączenie tolu i balsamów peruwiańskich. Piżmo, kastoreum i ambra tworzą idealnie piżmowe trio, ale nie do tego stopnia, że jest niegrzeczne, ponieważ jest doskonale zrównoważone przez przyprawy i lawendę. To odważny zapach, emanuje siłą i pewnością siebie, nie jest tak intymny ani zmysłowy jak niektóre z jej innych prac, ale w pewnym sensie jest odświeżający w tym sensie. Absolutnie uwielbiam ten zapach, połączenie pudrowej skóry i przypraw jest wykonane perfekcyjnie.
Sticky Fingers to potężne wewnętrzne rozmyślania o pokusie i pożądaniu, uczuciu tak intensywnym, że logika i rozsądek zostają porzucone. Czekoladowe aspekty paczuli wskazują na to, co mogłoby być bardziej niewinną interpretacją "Sticky Fingers", ale szybko zostaje to zignorowane na rzecz bardziej kuszącego, metaforycznego znaczenia. Paczula jest tu gwiazdą, jest odważnie gęsta, ziemista i naprawdę zagłębia się w czekoladowy motyw, który zawiera ten niesamowity materiał. Tytoń kieruje ten zapach w znacznie bardziej suchą stronę, jednocześnie walcząc z potężną grubością skóry i irysa. W momencie, gdy wydaje Ci się, że wszystko może się osłodzić po wprowadzeniu tonki i cynamonu, piżmo i kastoreum wstrząsają sceną i rzucają wyzwanie temu, co myślisz, że wiesz o tej kompozycji. Absolutnie ją uwielbiam. Nie jestem nawet największym miłośnikiem paczuli, ale ten zapach to święty Graal paczuli. Ma w sobie całą połyskliwą pokusę kreacji Francesca Bianchi, jednocześnie wznosząc się do nowej krainy z tak odważnym przedawkowaniem paczuli.
Encounters ucieleśnia ideę zanieczyszczenia między dwiema kulturami; Wschód spotyka się z Zachodem w postaci połączenia orris i oudu. Jest to wyjątkowy zapach z wieloma kontrastującymi elementami, ale pozostaje niesamowicie zrównoważony i gładki przez cały czas. Orris dominuje w zapachu dzięki swoim gęstym, pudrowym elementom, tak charakterystycznym dla Francesca Bianchi. Oud jest jednak bardzo subtelny, nie jest szczególnie śmierdzący ani zwierzęcy, ale suchy i zakurzony. Jest to pięknie zrównoważone subtelnymi aromatami lawendy i cassis, a także delikatnym cytrynowym kopnięciem, zanim rozwinie się lekko słone serce ambry. Jest cudowny, sprawia wrażenie, jakby dużo się w nim działo, a mimo to wydaje się dość płaski. Nie czuję, że szukam bezdennego końca, jak to robię z wieloma innymi kreacjami Franceski. Ogólnie rzecz biorąc, pachnie świetnie, ale nie ekscytuje mnie tak bardzo, jak miałbym nadzieję.
Lost in Heaven opowiada o złożonej dychotomii ludzkiej kondycji, rozdartych emocjach tęsknoty za miejscem szczęścia - rajem niewinności i radości, tylko po to, by zostać zmuszonym przez swoją ciemniejszą stronę, zdając sobie sprawę, że raj nie istnieje bez zaakceptowania natrętnych myśli i pragnień, które w nim mieszkają. Ten zapach zawiera w sobie wszystko, co kocham w twórczości Franceski. Z jednej strony mamy anielską melodię indolowego jaśminu i kwiatu pomarańczy, złagodzoną delikatną intymnością drzewa sandałowego, heliotropu i słodkiej tonki. Kontrastują z nią mroczniejsze, brudniejsze sekrety - diabelska mikstura kastoreum, ambry, kminku i pysznego odtworzenia Tonkin Musk. Wszystko to spoczywa na charakterystycznej dla Bianchi bazie orris wraz z gęstą, skórzastą nutą cistusa. Ten zapach to brud, nie ma innego sposobu, aby go opisać. Kastoreum i kminek nie próbują się ukrywać, dając poczucie brudnego, lekko spoconego sekretu, który nie był dobrze strzeżony. Dla niektórych może to brzmieć odrażająco, dla mnie jest niebiańskie. Bez wątpienia jest to jeden z moich ulubionych zapachów z tego domu.
Angel's Dust to raczej przyjemny i radosny zapach w stylu vintage, inspirowany obrazem zakurzonego buduaru z minionych czasów. Dla mnie opis tego rodzaju kojarzy się z elementem brudu, seksu i pożądania, czego tutaj niestety brakuje, co jest nietypowe dla Bianchi. Zdecydowanie wyczuwalny jest vintage'owy charakter pudru do twarzy i róży, co muszę przyznać jest urocze. Charakterystyczne dla Bianchi użycie orris jest oczywiście oszałamiające, ale czuję, że czegoś tu brakuje. Wymienione piżmo i balsam tolu wydają się być prawie nieobecne, odbierając jakikolwiek błyszczący aspekt, na który można by mieć nadzieję; pachnie pięknie, ale brakuje mu pewnej głębi i powabu. Oczywiście pachnie pięknie i bardzo lubię nosić moją próbkę, ale Bianchi ma wiele innych zapachów skoncentrowanych na irysie, które zapewniają znacznie większą głębię i charakter. To zdecydowanie jedne z bardziej poręcznych i przyjemnych perfum tego producenta.
Centaurus to najnowszy chwyt pieniędzy od Creed, wskakujący na modę na słodkie ambry. Trzeba przyznać, że pachnie ładnie, ale nie jest to nic szczególnego, kreatywnego ani interesującego. Wanilia, benzoina i tonka zajmują centralne miejsce, dominując swoimi słodkimi, kremowymi aspektami wśród pikantnego cynamonu i suchego tytoniu. Ciepło kardamonu utrzymuje się w powietrzu, co nadaje zapachowi rodzaj zwiewnej, maślanej gładkości. Kremowa para drzewa sandałowego i migdałowego heliotropu dramatycznie to wzmacnia, zachowując jednocześnie miękką, delikatną słodycz. Jak już wspomniałem, zapach jest naprawdę przyjemny - nie sądzę, by ktokolwiek mógł temu zaprzeczyć. Niestety nie jest wystarczająco ekscytujący, aby uzasadnić tak wysoką cenę, bardzo przypomina coś, co już wcześniej wąchałem; jest bardzo znajomy. Ogólnie rzecz biorąc, nie jestem pod wrażeniem.
Dark Side to zapach, który przywołuje odległe wspomnienie pokrytych przyprawami rynków i tętniącego życiem nocnego życia, ponieważ jest inspirowany miastem Marrakesz. Jest to zapach orientalny, ale nie taki, jaki znasz - jest to intensywnie bogaty i złożony pokaz rzadkich i egzotycznych zapachów, wystarczający, aby przenieść Cię całkowicie do innego świata. Bazę perfum stanowi tradycyjny akord bursztynowy, którego słodkie, żywiczne nuty zostały wzmocnione przez dodanie żującego styraksu i miękkiego drewna. Na to nakłada się bogaty mrok suchego kadzidła i ziemistej paczuli, rzucając cień na słodycz, aby wciągnąć cię jeszcze bardziej w noc. Nade wszystko, jesteś wysadzany przez intensywną miksturę miodowych przypraw - ciepło tej cudownie aromatycznej słodyczy jest niesamowicie urzekające, mógłbym spędzić godziny próbując to opisać. Przyznam szczerze, że początkowo nie byłem fanem tego zapachu. Nie uważałem, że pachnie źle, po prostu odrzuciłem go wcześnie, zakładając, że znam głębię jego uroku i kompozycji. Im więcej go testuję, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że się myliłem i w tym momencie zdaję sobie sprawę, że raczej go uwielbiam. Dla mnie jest to zapach, z którym trzeba spędzić trochę czasu i naprawdę nawiązać z nim relację.
Mariner's Rhyme to być może zapach, który najbardziej odbiega od typowego stylu Franceski, ale nadal zachowuje jej enigmatyczny urok w głębi. Jest to intensywnie morski i wodny zapach, z tak dużą głębią, że czuje się, jakby patrzyło się w bezdenną otchłań oceanu. Dominuje ambra, która zapewnia większość charakterystycznego słonego i morskiego charakteru, wzmocnionego przez wymienione nuty ozonowe. Grejpfrut wznosi zapach w przestworza dzięki swoim jasnym i soczystym aspektom, przypominając, jak słońce mieni się na tle wzburzonych fal morskich. W miarę rozwoju, zapach jest uziemiony i wciągnięty z powrotem przez gęste nuty orris, mchu dębowego i kadzidła, które utrwalają ideę ciemnych głębin oceanu. To fantastyczna kreacja. Jeśli jesteś miłośnikiem morskich i wodnych zapachów, moim zdaniem musisz spróbować. Mam wątpliwości, czy chcę kupić flakon, ponieważ nie jest to mój typowy styl, a jednak coś mnie do niego ciągnie. Wyobrażam sobie, że w pewnym momencie zmięknę i kupię 30 ml.
Luxe Calme Volupte jest inspirowany obrazem Henri Matisse'a o tej samej nazwie, przekazującym ideę tęsknoty za miejscem zmysłowego spokoju i oferującym zawieszenie od ludzkich niepokojów. Jest to pięknie wyważona wersja zielonego, aromatycznego kwiatu z ciepłem żywicy w rdzeniu. Główną nutą zapachową jest galbanum, które tworzy intensywnie zielony i roślinny aromat, pozostając jednocześnie wytrawnym i lekko ziemistym. Goryczkę tej wspaniałej nuty podkreśla gorzka pomarańcza, a także wetyweria i miękkie drewno. Równowaga pochodzi z szeregu delikatnych, sproszkowanych kwiatów, jak zawsze w stylu Francesca, wspieranych przez szereg niejasno tropikalnych owoców, które nadają zapachowi bardzo potrzebny zastrzyk słodyczy. Trudno powiedzieć, jak czuję się w tym zapachu, ponieważ nie przypomina mi on konkretnego miejsca ani emocji. Zamiast tego czuję się jak w czyśćcu, jakbyś był zawieszony między marzeniami a lękami; otacza cię eteryczny spokój i oferuje ucieczkę od przyziemności. Całkowicie piękny.
Sex and the Sea uosabia dokładnie to, co opisuje; ma na celu zaszczepienie w umyśle nie tylko miękkiego, słonego ciepła skóry po kąpieli w morzu, ale także spoconej, lepkiej natury seksualnego spotkania na plaży. Jest absolutnie oszałamiający i doskonale ożywia ten pomysł. Najbardziej widoczny dla mojego nosa jest koktajl różnych owoców tropikalnych, nadający zapachowi niemal smakowitą jakość - ananas i kokos łączą się tutaj z delikatnymi kwiatami mimozy i Imortelle. Oczywiście jest też spora dawka ambry, która zapewnia intensywnie słony aspekt, wzmocniony szeptem brudu cywetu. Wszystko to spoczywa na miękkim, słodkim, przypominającym skórę odczuciu, które może rezonować jedynie z subtelnego akordu drzewa sandałowego i bursztynu. Jest absolutnie genialny. Nie mógłbym wymyślić lepszej nazwy dla zapachu, który pachnie jak gorąca, spocona seksualna przygoda nad morzem - słony strumień wody w połączeniu z brudem naszych pierwotnych pragnień jest odważny, ale zniewalający. Uwielbiam go.