fragrances
recenzji
530 recenzji
Manly to brutalnie mocny zapach tytoniu, który naprawdę przesuwa granice tych, którzy twierdzą, że kochają tytoń. Dla mnie to za dużo, ale to nie czyni go złym zapachem. Jeśli chodzi o tych, których gust pasuje, wyobrażam sobie, że byłoby to wspaniałe noszenie. Tytoń nie jest dymny ani popielaty, ale suchy, ziemisty i prawie wilgotny - jak zbiór liści tytoniu, który został pozostawiony na deszczu, aby zmieszał się z błotem, mchem i martwymi liśćmi. Jest to wzmocnione przez paczulę, mech dębowy i skórę, z tym ciemnym i piżmowym aspektem pochodzącym z oudu. To imponująca kreacja, ale jak dla mnie zbyt wilgotna i ziemista. Bardzo przypomina mi Tabac Dore od Bortnikoffa, z którym miałem bardzo podobne doświadczenia. Doszedłem do wniosku, że po prostu nie lubię tytoniu w jego naturalnej postaci.
Civet de Nuit to moje pierwsze spotkanie z domem Areej Le Doré i muszę powiedzieć, że jestem pod wielkim wrażeniem. To wspaniałe wykorzystanie naturalnego cywetu, który dla niektórych może być onieśmielający, i chociaż jest odważny i zwierzęcy, nie jest prawie nie do noszenia - po prostu potrzebuje odpowiedniego użytkownika. Cywet jest oczywiście na pierwszym planie, z jego intensywnie ostrą i lekko moczową piżmową naturą. Wyczuwam w nim przytłaczająco gęstą, miodową słodycz - jak wosk pszczeli ociekający miodem, który, jak zakładam, pochodzi z jaśminu. Jest to łagodzone przez suche, ziemiste aspekty tytoniu, skóry i drzewa sandałowego. To wspaniały zapach, oszałamiający i wyrafinowany, a jednocześnie imponująco niezwykły i egzotyczny. Choć bardzo mi się podoba, mam wrażenie, że płacę przede wszystkim za rzadkość materiałów. Nie jestem pewien, czy mógłbym uzasadnić cenę tego piękna.
Millesime Imperial to jeden z tych zapachów, których tak bardzo chce się nie lubić ze względu na to, jak bardzo jest uproszczony i przesadnie drogi, a jednak jest w nim coś genialnego; co jest wspólnym tematem wielu Creedów. To po prostu wspaniały owocowo-morski zapach wykonany tak dobrze. Niejasna słodka owocowość w połączeniu z szeregiem cytrusów pięknie łączy się z tym wyblakłym akordem morskim, jakbyś nie stał nad morzem, ale raczej patrzył na nie w oddali. Jest też lekka słoność i ta kultowa kremowo-świeża drzewność w bazie większości zapachów Creed, którą wszyscy znamy i kochamy. Jak już wspomniałem, nie chcę go lubić, cena jest absurdalna jak na tak prosty i słaby zapach, a jednak wiem, że w pewnym momencie kupię butelkę, ponieważ jest po prostu uroczy. Nie jest to najlepszy Creed, ale po prostu zaspokaja pragnienie w ciepły letni dzień.
Wiązałem duże nadzieje z Suède et Safran, ale niestety spotkało mnie tylko rozczarowanie. Mówiąc najprościej, jest to zdecydowana wariacja na temat Tuscan Leather, której zapachu mam już serdecznie dość. Nie jest to zły zapach, po prostu nie jest to profil zapachowy, który w ogóle lubię. Nuta "zamszu" to po prostu ten sam skórzany akord użyty w Tomie Fordzie, ale zamiast tej chorej maliny do pary z nim masz szafran; który, szczerze mówiąc, jest prawie równie irytująco słodki i mdły. I to właściwie tyle, jeśli chodzi o cały zapach. Po tak znakomitym domu jak Nishane spodziewałem się czegoś znacznie lepszego i zdecydowanie nie oczekiwałem tego, co jest zasadniczo gloryfikowanym klonem. Jeśli podoba Ci się Tuscan Leather, prawdopodobnie spodoba Ci się również ten. Mnie jednak nie.
Patchouli Paris to najnowsza odsłona Guerlain i interesujący nowy członek ich jawnie drogiej, luksusowej linii - czy do niej należy? Nie jestem pewien. Wyjaśniając, jest to bardzo ładny zapach paczuli - ale za tę cenę i od domu takiego jak Guerlain spodziewałem się o wiele więcej. Paczula jest, jak można się spodziewać, szczególnie ziemista i gorzka, ale zachowuje miękką kremową naturę, która podkreśla te czekoladowe aspekty związane z materiałem. Bardzo delikatne akcenty ambry, irysa i aldehydów nadają zapachowi lekkości, sprawiając, że wydaje się czystszy i smaczniejszy. To bardzo prosty zapach i jeśli szukasz dobrej paczuli i niczego więcej - to może być pretendent, chociaż prawdopodobnie można znaleźć lepsze za mniejsze pieniądze. Podoba mi się, ale nie jestem pod wrażeniem.
La Fille de Berlin, czyli "Dziewczyna z Berlina", to moim skromnym zdaniem jeden z najpiękniejszych różanych zapachów dostępnych obecnie na rynku. Jest to jednak również bardzo prosty zapach - skupiający się całkowicie na giętkim pięknie kwiatu róży lub młodej dziewczynie z Berlina, którą trudno wymazać z pamięci. Róża jest jasna i mydlana, doskonale uosabia czyste i słodkie cechy. Jest cudownie czysta i delikatna, a jednocześnie pozostaje dość zauważalnie miąższowa i łodygowa. Nie przypomina irytująco mdłych, dżemowatych róż, które często widuje się w dzisiejszych czasach. Niezaprzeczalnie sprawia wrażenie, jakby był inspirowany Nahemą Guerlain, nawet jeśli tylko luźno. Oszałamiająco uproszczona róża, taka jak ta, jest moim zdaniem obowiązkowa w kolekcji każdego, jako punkt odniesienia do tego, czym jest i może być wspaniały różany zapach.
Nigdy nie byłem fanem miętowych zapachów, to nuta, z którą bardzo rzadko się dogaduję. Jeśli mam być szczery, Enclave nie jest inny - jeśli lubisz miętę, to jest to dobry zapach, ale nie dla mnie. Dla mnie jest zbyt szorstki, nie ma tu zbyt wiele równowagi i wyrafinowania. Mięta jest tu oczywiście głównym graczem, jest ostra i odświeżająca, jak pasta do zębów. Drugim ważnym składnikiem jest Amber Xtreme, który niestety jest odpowiedzialny za ten paskudny, drapiący aspekt, którego nie mogę zignorować. Jest też odrobina przypraw i różowego pieprzu, ale pozostałe nuty z trudem przebijają się przez miętę i Amber Xtreme. To po prostu nie jest zapach dla mnie, czego w pewnym sensie się spodziewałem, ponieważ już wiem, że nie lubię mięty w perfumach. Ale dla tych, którzy lubią, warto sprawdzić. Nie sądzę jednak, by był to zapach wyjątkowy.
Interlude Black Iris był zapachem, który zawsze bardzo lubiłem na pasku, ale po przetestowaniu go na skórze czuję się jak zupełnie inny zapach - i nie taki, który szczególnie lubię. Niestety na mojej skórze pachnie bardzo płasko i bez życia, a szkoda, bo tak bardzo chciałem go pokochać. Orris to moja ulubiona nuta wszech czasów, a tutaj jest w dużych dawkach. Nie tylko uchwycił ten pudrowy, kremowy element, ale także ziemistą, orzechową naturę, która jest podniesiona przez żywice, skórę i paczulę. Skóra jest zdecydowanie bardziej dominująca niż pamiętam, ale nie w szczególnie dobry sposób. To właściwie wszystko, co dostaję; lekko pudrowy orris, obok drapiących żywic i skóry. Czuję się zawiedziony, tak bardzo nie mogłem się doczekać przetestowania tego zapachu i byłem pewien, że go pokocham. To tylko pokazuje, jak różne rzeczy mogą pachnieć w sklepie, mój ostateczny werdykt jest taki, że są to boleśnie przereklamowane i w rzeczywistości wcale nie są to bardzo dobre perfumy. Skreślam je z mojej listy życzeń.
Mitsouko jest już znany i kochany przez prawie wszystkich, to po prostu triumf pomysłowości w branży perfumeryjnej - prawdziwa definicja arcydzieła. Piszę tę recenzję, próbując dekant z flakonu EDT z lat 90. i jestem zakochany. Prym wiedzie oczywiście mech dębowy, który jest intensywnie zielony i kremowy. Jasne, hesperydowe aspekty nut cytrusowych nadają zapachowi dużo mocy, podczas gdy oddaje się kremowym aspektom z nienagannym brzoskwiniowym aldehydem C14. Pudrowe kwiaty i ciepłe przyprawy są tu bardziej wyczuwalne niż w obecnej formule, która bardziej skupia się na próbie odtworzenia akordu mchu dębowego najlepiej jak potrafią. Żadne słowa nie są w stanie opisać mistrzostwa stojącego za tym wspaniałym pięknem, a przywilej wypróbowania tego zapachu z czasów, zanim IFRA zepsuła użycie jego najważniejszej nuty, jest surrealistyczny. Muszę zdobyć flakon tego zapachu, jeśli mam dalej żyć na tej ziemi.
Oud Cologne to mariaż dwóch rzeczowników, których zwykle nie używa się razem, to dopiero drugi zapach, który wypróbowałem od Bortnikoffa, ale naprawdę mi się podoba. Zdecydowanie koncentruje się bardziej na aspekcie "wody kolońskiej" niż oudu, którego, szczerze mówiąc, nie mam zbyt wiele. Jednak mimo to jest cudowny. Na pierwszy plan wysuwa się cudownie naturalnie pachnący koktajl gorzkich, rześkich owoców cytrusowych, w tym pomarańczy, grejpfruta i bergamotki - to tak, jakby prawdziwa rzecz znajdowała się tuż przed nosem. Jałowiec i sosna nadają mu piękny zielony, aromatyczny, niemal ginowy akord, uzupełniony słonymi akcentami ambry i geranium. Jak już wspomniałem, nie wyczuwam w tym zapachu oudu, co nie jest niczym złym, a jedynie mylącym. Jeśli chodzi o zapachy cytrusowe, ten jest absolutnie oszałamiający - naprawdę fantastyczna propozycja na cieplejsze dni, kiedy potrzebujesz orzeźwienia, ale nie jestem pewien, czy chciałbym wydać tyle pieniędzy na zapach cytrusowy.