Dla mnie Eau Capitale nawiązuje do dawnych szyprów (jak w potężnych latach 80-tych), ale zrobionych w nowoczesny sposób, z ich wzlotami i upadkami. Pobrzmiewają w nim echa takich zapachów jak Diva, Scherrer, Parfum de Peau, Knowing, Jacomo's Parfum Rare, a nawet czegoś nowoczesnego jak Superstitious. Ma w sobie coś z prawdziwego szypru, ale niestety brakuje mu tego, co kiedyś miały; mchu dębowego, wytrzymałości i tego urzekającego uścisku, który sprawiał, że albo się je kochało, albo nienawidziło. Eau Capitale otwiera się jasno i lśniąco, z wystarczającą ilością bergamotki i aldehydów, aby natychmiast poczuć się jak szypr. Po chwili jednak zapach staje się bliższy nowoczesnym perfumom różanym, zbliżając się bardziej do Soir de Lune niż Eau du Soir. Serce to głównie róża, ale w przeciwieństwie do czegoś takiego jak Tobacco Rose, które prezentuje czarną/czerwoną różę, tutaj otrzymujemy lżejszą wersję. Pachnie jak rosa na różowych pąkach, bardziej geranium niż różą. Pachnie naturalnie, ale młodziej, świeżej, jaśniej. W miarę zbliżania się fazy wytrawnej paczula wysuwa się na pierwszy plan, a lekko brudny piżmowy koktajl sprawia, że cały zapach jest o wiele ciekawszy, o wiele bardziej żywy. To jak powerhouse z lat 80. widziany przez filtr Instagrama. Tańczy między echem przeszłości, futurystycznym (nie nowoczesnym) zapachem i wzbudza we mnie większe zainteresowanie. Ma nuty bazowe, coś, czego bardzo brakuje w nowoczesnych zapachach, a to, czego wydawało się brakować w otwarciu, nagle się pojawia. Gdy całkowicie wysycha, przypomina mi się głównie zielony kęs Scherrera, z odrobiną róży Divy i pachnie tak, jakby faktycznie był tam mech dębowy. Uwielbiam go. Uwielbiam go, ponieważ w przeciwieństwie do obecnych przeformułowanych wersji powyższych klasyków, które zostały sprowadzone do kiepskich kopii, ten sprawia wrażenie, jakby został wykonany z troską. Ma ewolucję, a po ładnym otwarciu, choć nieco nudnym, ożywa, tańczy na skórze i zaczyna pokazywać siłę. Wyobraź sobie, że jesteś w pociągu, pociągu Eau Capitale, a każdy przystanek po drodze to jeden z powyższych zapachów. Za każdym razem, gdy się zatrzymujesz, część z nich dostaje się do pociągu, a podczas jazdy mieszają się ze sobą, tworząc ten oto Eau Capitale. Pod koniec przejażdżki masz coś, co pachnie jak oni i jednocześnie nie pachnie jak oni, z futurystycznym podejściem. Pachnie starym i nowym, vintage i nowoczesnym, prawdziwie francuskim szykiem i absolutnie pięknie. Mógłby to być super nowoczesny szyprowy eksperyment Paco Rabanne (króla futuryzmu)! I choć nie ma wszystkich składników, które były dostępne 40 lat temu, pachnie zdecydowanie szyprowo; ma rozmach, styl i klasę. I na szczęście nie czuć ani jednego drzewnego aromatu! Bardzo dobry zapach i doskonała trwałość!
Jeden z moich ulubionych kwiatowych zapachów. Uwielbiam włączać go do mojej rutyny dziennej i nocnej. Elegancki, czysty i bardzo uspokajający, mimo że kwiatowe nuty są bardzo proste i figlarnie świeże. Naprawdę przypomina mi spacery po miejskich parkach w Paryżu.